Pewnie poleje się krew. To zdumiewające i żałosne, że ślub Cichopków jest ważniejszy od życia Marty. Jej zostało niewiele czasu, właściwie jedną nogą jest po tamtej stronie. Ktoś pomyśli, że Reich znowu pisze pod publikę smutne teksty. Mam to gdzieś. I nie chcę mi się patrzeć na to, jak codziennie ktoś przez własną głupotę chlasta się własnym lękiem i Cichopkami.
Tomasz Guenther Reich
Był piątek, kiedy zadzwonił do mnie telefon. Na plaży było pusto i miałem odpocząć. Lubię, kiedy jest pusto i cicho, wtedy nie muszę się uśmiechać i wsłuchiwać w durne gadki nastolatków, którzy opowiadają sobie, na ilu imprezach byli i ile udało im się stuknąć lasek. Już od dłuższego czasu Polacy mówią o niczym, piszą o niczym i oglądają plastik. Tak, obecne czasy to kult plastiku i byle czego, które w przekonaniu mas jest czymś, bo pojawiło się w telewizorze. Nie czerpię żadnej przyjemności z bywania z ludźmi, którzy nie różnią się niczym od pustaków. Dlatego pusta plaża wydawała mi się wprost niespotykaną atrakcją. Ale dzwonek tego telefonu rozbił całkowicie moją koncepcję wypoczynku, rozbił też mój święty spokój, który egoistycznie uwielbiam. Bo trzeba być egoistą. W egoizmie nie ma nic złego pod warunkiem, że nie rani się innych ludzi i myśląc o sobie, nie wchodzi się innym w drogę. Komórka rozbiła mi całą koncepcję spokoju. Minęło pół minuty, nim odebrałem rozmowę. Dzwonił mój przyjaciel. Był roztrzęsiony.
– Matka, wiesz, ona jest w szpitalu.. – powiedział. – Źle z nią. Do szpitala ją zabrali. Nie wiem, co robić.
– Tak po prostu ją zabrali? – wypytywałem.
– Wykryli jej guz. Jest zaawansowany, nie da się już nic zrobić... Wiesz, może gdyby wcześniej, to sytuacja wyglądałaby inaczej. Może… – ciągnął, ale jego głos coraz bardziej rozpływał się w mętny i bezładny potok słów.
Woda na jeziorze była wzburzona. Znowu jest za późno? Za każdym razem jest za późno. Słyszę to nieustannie. Gdybyśmy wiedzieli wcześniej, to pewnie dałoby się coś zrobić. Polak mądry jest po szkodzie, a przed szkodą głupi? Tylko po co komu mądrość po czasie? Co zmieni wiedza w sytuacji ostateczności, gdy pora nie zaradzać kłopotowi, a raczej jednać się z Bogiem i postawić nad samym sobą krzyżyk. Cóż mogłem mu powiedzieć? Miałem go okłamać, że będzie dobrze? Przecież widziałem raka już nie raz. Wiem, jak atakuje, jak się świetnie czuje w ludzkim ciele, gdy je zjada. Co miałem powiedzieć, że będzie dobrze? Choć nadzieja podobno umiera ostatnia. Podobno. Ale matka mojego kolegi mogłaby żyć, nie miałaby tego „śmiertelnego kłopotu”, który ma co drugi Polak zmagający się z rakiem.
Niezależnie od wieku i statusu, nowotwór atakuje kogo chce i kiedy chce. Co więcej, nie pyta nikogo o plany na przyszłość i czy jest dobra pora na chorobę. Tnie i rypie wszystkich równo i czuje się w tym dobrze. Ot, taki kosiarz ludzkiej głupoty i ułomności. Jemu zawsze jest na rękę i po drodze. Polakom jakby mniej zależało na zdrowiu, rodzinie, własnej przyszłości. Zdrowi zawsze mają czas na seriale i narzekanie, ale najmniej czasu mają dla siebie.
Podobno w końcu ktoś doszedł do oczywistego wniosku, że badania piersi i szereg innych badań, które są pomocne w diagnozowaniu i wykrywaniu tego paskudztwa, mają być obowiązkowe. Szkoda, że tak późno, ale to już światełko w tunelu, którym pędzi życie.
Ludzie są toporni, naprawdę, wolą żyć z lęku i niepewności. W końcu komuś się tam przytrafiło zachorować z sąsiedztwa, mnie się nie przytrafi! Tak sobie tłumaczyła Marta. Jest młoda i silna, jej organizm oporny na choroby. Ileż w tym głupoty? Żałosne jest takie myślenie i coraz mniej tolerancji mam dla ludzi nagle zapadających na raka. To „nagle” wcale nie jest takie błyskawiczne. Choroba w żadnym organizmie nie zadamawia się z przypadku. Przypadkiem jest cud w Polsce, że udaje się od czasu od czasu uratować komukolwiek życie. Polska jest wyjątkowo śmiertelnym krajem i państwem o wyjątkowej odporności na życie. Nie spotkałem chyba w żadnym innych miejscu w Europie tak wielu osób godzących się na samobójstwo w męczarni.
Już wiele razy słyszałem słowa, że gdybym wiedział, to może bym coś z tym zrobił… Ale przecież ty ciągle wiesz. Krzysztof Zanussi, którego nie cierpię, bo jest chyba jednym z najnudniejszych polskich reżyserów, zrobił kiedyś film, którego puentą jest zdanie: „Życie jest śmiertelną chorobą”. To fakt niezaprzeczalny, że od chwili, gdy tylko po raz pierwszy zabije nam serce, schodzimy z tego świata. W końcu jesteśmy śmiertelni i nie ma się co oszukiwać. Pytanie jest tylko jedno: czy musimy umierać w głupi sposób? Czy musimy popełniać samobójstwo?
Marta o tym, że umiera, dowiedziała się tydzień temu. Onkolog powiedział jej wprost, że choróbsko zadomowiło się w niej na dobre, są przerzuty. Właściwie to powinna dać sobie spokój z życiem, bo czeka ją rychła śmierć.
W telewizorze pokazali dziś ślub Kasi Cichopek i Marcina Hakiela. Wiedziałem o nim już od ponad dwóch miesięcy, podobnie jak o wielu wydarzeniach z tzw. showbiznesu. O chorobie Marty, jak zwykle, dowiedziałem się ostatni. Dziewczyna ma 32 lata, ale za chwilę pewnie jej nie będzie. Jak podadzą później statystyki, jedna z wielu liczb, ale przecież te liczby to ludzie i ich losy. Gdyby poszła wcześniej do lekarza, to nie byłoby lamentu, bo nie byłoby przerzutów. Ale są i już niewiele się da z tym zrobić. Wszystko jest raczej kwestią czasu. Zastanawiam się, ile osób w momencie, gdy przeczyta ten tekst, będzie umierać, a ile poczuje niezrozumiały ból następnego dnia. Wtedy być może pójdzie do lekarza, ale on będzie bezwzględny i powie – zostały ci 3 miesiące.
Ludziom trzeba mówić prawdę. Trzeba, bo inaczej nikt nie zrozumie, że badania to konieczność, a nie wybór. Rak nie jest mitem, tylko realnym zagrożeniem dla życia. Coraz mniej we mnie jest wyrozumiałości dla tych, którzy umierają na własne życzenie.
TOMASZ GUENTHER REICH