Zgodnie z hasłem „Nie ma lepszego, od Edmunda naszego” ukazał się w Olsztyńskiej Gazecie Gospodarczej tekst reklamujący burmistrza Edmunda Standarę. – Jest to już moja druga kadencja, choć nie kolejna – mówi Standara. – Uważam, że czasu nie zmarnowałem. Jak to zwykle bywa, na realizację wszystkich zamierzeń nie starczyło środków. Część z nich trzeba było odłożyć na przyszłość.
Andrzej Kleina
– Jeśli chodzi o sukcesy, to powiem tylko, że na początku mojej kadencji, budżet Lubawy wynosił 11 milionów, teraz prawie 22 – dumnie wydukał burmistrz.
Z reklamowego, megalomańskiego wręcz monologu wynika bezwzględnie, iż burmistrz w dalszym ciągu ma fundamentalne kłopoty z formułowaniem najprostszych myśli. Zero zdolności prawidłowego tworzenia zdań podrzędnie złożonych. Używanie aparatu gębowego przez burmistrza jako aparatu mowy, wychodzi mu fatalnie.
Jeżeli podwojenie budżetu burmistrz traktuje jako sukces swej kadencji, to gospodarz z niego naprawdę niezwykły. Wszak budżet w części związanej z przychodami nic się w zasadzie nie zmienił, podwojenie zaś jest wynikiem patologicznego zadłużenia kredytowego. Jest przeto pewne więc, że gdyby burmistrz zechciał zrealizować wszystkie swe chore pomysły, to budżet miasta w części dotyczącej wydatków, wynosiłby, no powiedzmy 30 milionów...
– Zadowolony jestem ze współpracy z radą miasta – burmistrz kontynuuje. Rada kontroluje każdy mój krok, często się spieramy, ale to wychodzi wszystkim na zdrowie. Czy burmistrz przypadkiem współpracy z radnymi nie postrzega jako morenowskiej psychodramy (rodzaj psychoterapii polegającej na odgrywaniu ról społecznych)? Kiedy zaś w innym miejscu mówi, iż ma swoje zdanie, ale potrafi się ugiąć przed argumentacją większości, to aż wołać się chce: „Przykład, please, o boski!”. Jeden choćby maleńki!
– A jeśli chodzi o „tych na górze” – burmistrz powiada – to potrafię współpracować z każdą władzą, byleby tylko mi nie przeszkadzała w pracy. Niezwykła to wypowiedź. Proponuję ją, dwa razy przynajmniej ze zrozumieniem przeczytać. Komentarz czytelnikom pozostawiam w całości.
– Zadowolony jestem także ze współpracy z samorządem wojewódzkim – mówi burmistrz dalej. I marszałkiem województwa Andrzejem Ryńskim, który wspiera nasze inicjatywy inwestycji sportowych w mieście.
Amnezja ogromna burmistrza ogarnęła, a i rodzaj myślenia życzeniowego go dopadł też. Przecież nie tak dawno, Głos Magistracki, donosił, iż gdyby nie ten niedobry marszałek Andrzej Ryński z Olsztyna, który przyznaje pieniądze jak chce i komu chce, to Lubawa byłaby górą. I ma aktualnie Standara złudzenie, że obietnica aktualna Ryńskiego, o pomocy finansowej na budowę stadionu się ziści. Zachował się marszałek, jak stary dobry sekretarz partyjny z epoki minionej i obiecał, że „załatwi”. Jest to kliniczny przykład dawnego, ale wciąż, jak się okazuje, obowiązującego układu.
Burmistrz w wolnych chwilach wędruje po polach i lasach starając się aparatem fotograficznym ustrzelić mniej płochliwe okazy fauny. Nie lubi bardzo, jak (cytat:) „Ktoś próbuje zrobić ze mnie idiotę”. Z litości, nie skomentuję tej wypowiedzi...
Zdaniem burmistrza, tajemnica aktualnego sukcesu gospodarczego Lubawy tkwi w XVII wieku, kiedy to do Lubawy napłynęło dużo osadników niemieckich. Ale, żeby nie było nieporozumień - nasi przemysłowcy, to rodowici lubawianie.
– Od trzydziestu lat kolejne władze Lubawy bezskutecznie starały się o doprowadzenie gazu ziemnego do miasta. Udało się to dopiero mnie – skromnie zauważa burmistrz Standara, ten nieprzerwanie zadowolony z siebie człowiek. I bogać tam, zapomniał burmistrz, że podczas tych trzydziestu lat, on sam, pod różnymi postaciami rządził Lubawą Ludową lat bez mała dwadzieścia...
Burmistrz Standara wie też z autopsji, jaki kłopot sprawia dojeżdżanie do pracy, sam wszak codziennie dojeżdża... około 400 metrów (tak! to nie pomyłka).
– Mieszkańcy ościennych gmin znajdują w Lubawie pracę, żeby ich zatrzymać jednak na stałe, potrzeba mieszkań. Ba, młode małżeństwa tubylcze, też nie powinny gnieździć się z rodzicami czy teściami na gromadzie, dlatego w ramach TBS oddamy pierwszy blok z 24-oma mieszkaniami.
Ma burmistrz świadomość, ze nie samą pracą człowiek żyje. Ponieważ „w ciągu ostatnich kilku lat została zaniedbana baza sportowa, więc jej unowocześnienie i rozbudowa, to kolejny priorytet miasta”. Jak łatwo zauważyć, burmistrz Standara, od niemalże 4 lat funkcjonujący „na urzędzie”, niebywałą cegiełkę niszczycielską do „zaniedbania” dołożył. Ba, żeby tylko zaniedbania. On, basen 70-letni, bez mała historyczny, zasypać kazał. Ale cóż, remontowanie istniejących obiektów, miałoby mizerne przełożenie na ponowną „elekcję” burmistrza. Budowa nowych obiektów, oddanie ich bezpośrednio przed wyborami, będzie traktowana przez wiernopoddańczą prasę burmistrza jako niezwykły spektakularny sukces. I na radnych spłynie też część splendoru burmistrza, wszak burmistrz „często się z nią spierał, ale wszystkim to wyszło na zdrowie”.
Żeby wątek dokończyć sportowy. W czerwcu ma zostać oddana do użytku hala sportowa, bunkrem betonowym będąca, za kwotę ca. 8 ml zł, co jest bezwzględnym rekordem Polski, jeśli chodzi o niegospodarność i tumiwisizm dotyczący społecznych pieniędzy (halę tej klasy buduje się za 4 miliony, co na to radni?). Obok tego, w roku 2008, burmistrz planuje modernizację boisk przy szkole podstawowej oraz UWAGA: budowę krytej pływalni (roczny koszt eksploatacji, to poziom ok. 1 miliona zł). Czy przypadkiem nie jest tu już potrzebny lekarz? Albo wytrysk ropy naftowej przynajmniej! Bo widać, że psychodrama z radnymi burmistrzowi nie wystarcza.
Wyrazić należy też przekonanie, że większość wyborców już zauważyła, że ma w sobie burmistrz wystarczająco dużo szaleństwa, by groźbę z basenem wykonać...
Andrzej Kleina