„To, o czym chcę napisać, nie dotyczy mnie, tylko moich znajomych. Od dłuższego czasu obserwuję, jak bardzo źle traktują swojego 10-letniego syna. Karol ma kłopoty w szkole. Jest zamknięty w sobie, nie bierze udziału w zabawach rówieśników. W domu jest niezdarny, a domownicy: matka, ojciec i starsza siostra wiecznie go strofują, wymyślają mu, krzyczą, wyśmiewają się z niego itp.
Katarzyna Echt: Psycholog radzi
Kiedyś byłam świadkiem zdarzenia dla mnie poruszającego. Cała rodzina siedziała przed telewizorem. Jedna z reklam kończyła się słowami „nie dla idiotów”, na co 18-letnia siostra dodała „i nie dla Karola”. Słyszeli to wykształceni rodzice i co?
I nic. Żadnej reakcji. Mnie po prostu odjęło mowę. Zaraz potem wyszłam z ich domu, ale jest mi cały czas nieprzyjemnie. Czy mogłam coś zrobić?” – pyta Hania.
Na opisaną przez Ciebie sprawę możemy Haniu popatrzeć z różnych stron, a z każdej strony wygląda ona poważnie.
Przypominają mi się słowa jednej z piosenek Wojciecha Młynarskiego, że satyra milknie tam, gdzie powinien wkroczyć prokurator. Oczywiście nie zajmujemy się satyrą, tylko psychologią społeczną, ale nadal pierwszeństwo ma prawo.
Mamy tutaj do czynienia ze znęcaniem się psychicznym nad dzieckiem. Byłaś i wciąż jesteś Haniu świadkiem przemocy w rodzinie. To, co możesz zrobić w podobnej sytuacji na przyszłość, sprowadza się do zaprotestowania w obecności wszystkich domowników, również Karola, na przykład słowami:
„Jestem oburzona, kiedy znęcacie się, poniżacie Karola. Uważam, że macie poważny problem w rodzinie i czas, żeby go rozwiązać z pomocą fachowców. W Iławie i innych miastach są dostępne poradnie rodzinne, a w nich psychologowie różnych specjalności”.
Rozumiem oczywiście Haniu, że są to Twoi znajomi, że chciałabyś utrzymać z nimi kontakt, ale czy za wszelką cenę? Twoje milczenie i udawanie, że nic się nie stało, utwierdza Twoich znajomych w błędnym przekonaniu, że mogą łamać bezkarnie prawo.
Nie wiem jak Ty, ale ja się nie zgadzam na krzywdę drugiego człowieka – zwłaszcza, kiedy ten człowiek jest mały i bezradny. Jeżeli postąpisz tak, jak Ci proponuję, to ryzykujesz, że stracisz znajomych. Jeśli jednak nie zaprotestujesz, to stracisz szacunek do siebie samej. Co wobec tego wolisz zachować?
Możemy teraz spojrzeć na rodziców Karola bez osądzania. Wyobrażam sobie, że oni też przeżywają bezradność wobec inności swojego dziecka. Dlatego możesz Haniu zrobić dla nich coś jeszcze: możesz ich zachęcić do sprawdzenia w badaniu psychologicznym jakie deficyty rozwojowe nie pozwalają Karolowi odnosić sukcesów w szkole. Niejako „z urzędu” zajmuje się tym Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna. Może się okazać, że chodzi o coś możliwego do wyrównania, na przykład, przez ćwiczenie. Może wtedy matka, zamiast się złościć na syna, poświęci mu czas na pokonywanie trudności...
Dawno temu, kiedy jeszcze chodziłam do szkoły, rzadko były robione badania uczniów w kierunku zaburzeń rozwojowych, chyba że chodziło całkowicie o szkołę specjalną. Pewnie dlatego ja nie byłam u psychologa, choć dzisiaj wiem na pewno, że miałam klasyczne objawy dysortografii. Oznacza to, że miałam duże kłopoty ze stosowaniem reguł ortograficznych, a po ludzku mówiąc – robiłam mnóstwo błędów w pisaniu.
Pamiętam jednak, że mojej mamie nie były potrzebne żadne badania małej dziewczynki, a wystarczyło, że regularnie czytała notatki moich nauczycieli z języka polskiego. Brzmiały one tak: „Treść dobra (bardzo dobra). Błędy! Pismo!”. I tu ocena odpowiednio obniżona.
Moja mama załatwiła sprawę w oparciu o zdrowy rozsądek: skoro powtarzanie jest matką nauki, więc „katowała” mnie dyktandami przez cały okres szkoły podstawowej i średniej. Nawet w czasie wspólnych wyjazdów wakacyjnych wiedziałam dobrze, że po obiedzie jest czas na dyktando. Jej konsekwencja do dziś napawa mnie podziwem, a tamten dziecięcy bunt przeciwko dyktandom zamieniłam w dorosłym życiu na głęboką wdzięczność. Dzięki mojej mamie mój deficyt został wyrównany i dziś błędy zdarzają mi się sporadycznie – zwłaszcza, że nauczyłam się po prostu pytać w razie wątpliwości.
Żeby ułatwić Ci Haniu odpowiedź na zadane w liście pytanie i wprowadzenie w życie postanowienia, chcę Cię zachęcić do „wejścia w kapcie” Karola. Wyobraź sobie, że to Ty jesteś na jego miejscu.
Zupełnie nie rozumiesz dlaczego spotyka Cię tyle złego od najbliższych osób w Twoim życiu. Co dzień utwierdzasz się w przekonaniu, że jesteś beznadziejna, no bo skoro wszyscy w domu tak uważają... Jesteś do niczego, bo i w szkole nie masz sukcesów, i nikt Cię nie chwali. Właściwie po co masz walczyć, skoro skazana jesteś na niepowodzenie. Nie masz żadnych szans i nikt Ci nie pomoże.
I jak Haniu, czy wiesz już co masz zrobić?
Może się zdarzyć – choć mam nadzieję, że tak się nie stanie – że Twoi znajomi zwyczajnie obrażą się na Ciebie i nie zechcą pomóc własnemu synowi. Wtedy możesz poprosić szkołę o pomoc, a nawet zgłosić sprawę do Sądu Rodzinnego. Wiem z doświadczenia, że upomnienie ze strony sądu ma swoją wagę.
Trzymam kciuki za Ciebie i za Karola.
Katarzyna Echt