Wśród szeregu listów przez Kuriera opublikowanych ostatnio, uwagę moją przyciągnął anonim, proszący redakcję o pomoc dla dwójki wspólnie mieszkających mężczyzn. Mężczyźni ci, zdaniem autora listu, upodobali sobie niezwykle gonitwy za ludźmi. Ot, taki kaprys po prostu mają. I nie ma dla nich znaczenia, czy są to dzieci, czy nawet starsze kobiety...
Andrzej Kleina
Mężczyźni ci w sile wieku, w stroju Adama występując, harce miłosne uskuteczniają wspólne i dla ich zapewne urozmaicenia, obiektów innego rodzaju szukają. Niewłaściwym się więc wydaje nazywanie ich „pederastami”, skoro kobiety też namiętnie gonią. Chyba, że są to homoseksualiści o tendencjach biseksualnych, a i też gerontofilnych, co pociąg seksualny do ludzi starych oznacza. Chociaż... dzieci to zapewne gonią nie dlatego, że pedofilne inklinacje wykazują, tylko dlatego, bo im małolaty dokuczają. Starsze zaś kobiety są im potrzebne do sprzątania „starej chałupy”, w której mieszkają. Ponieważ panowie nikogo złapać nie mogą, autor listu usilnie wnosi o pomoc, dramatycznie wręcz pytając: „Czy nie ma na to rady i władzy? Proszę na to wpłynąć!”.
Drogi autorze, kimkolwiek jesteś! Rozumiem pańską niemoc niemałą, a i zatroskanie dobrosąsiedzkie też. Żal bezwzględnie należy mieć do władzy lokalnej, że pomóc biednym mężczyznom nie potrafi. Obiecuję wszelako, że redakcja Kuriera w teren się uda i stosowne „obiekty” doprowadzi do stęsknionych a nawet spragnionych mężczyzn. A przy okazji, opowiem panu taką historyjkę, z której wynika, że nie tylko pan z problemami się boryka.
Burmistrz Zalewa Andrzej Dawid próbował rozwiązać problem wygłodniałych świń, które grasują po polach i drogach, i turystów miast mu przyciągać, zdecydowanie odpychają. I świnki te, w odróżnieniu od mężczyzn, których inicjały pan nawet podał, nie tylko nagie, ale i wychudzone biegają. Widzi więc pan doskonale, że pański problem to mały problem.
Andrzej Dawid, ten to ma dopiero problem! Nie tylko mu zidentyfikowane obiekty tyralierą biegają, ale i też cudze zjadają. Nie wiem, czy mu można wierzyć, ale powiedział on ci publicznie, że sprawę świń biegających „kierował dwukrotnie do prokuratury iławskiej”. I myśli pan, że załatwili? A gdzie tam! Oni śledztwo umorzyli „z braku poważniejszych występków tych świń”. Zamiast burmistrz zorganizować świnkom jakieś poważniejsze występy, wróć... występki, on się zgodził na umorzenie. Żeby mu się to rykoszetem jakim, podczas najbliższych wyborów, nie odbiło. Że taki mało zaradny... W występków temacie!
Widzi więc pan doskonale, że obie sprawy trudne są społecznie niebywale. Jedno jest pewne, że sprawą „pedałujących” zajmę się osobiście. Nie wolno ludzi w potrzebie samym sobie z problemami zostawiać... Może miałby pan jakiś pomysł na świnki Dawida? Bo ze zdjęć wcale nie wynika, że z jakimiś Goliatami do czynienia mamy. A, nie daj Boże, jak któregoś z goniących mężczyzn dopadną. Przecież drugi uschnie z tęsknoty...
Stachu, kiedy mu powiedziałem, że w lubawskim magistracie problem mają niemały z organizacją promocji Lubawy, roześmiał mi się w głos. Jego zdaniem, aktualna władza, o ile się ostanie, winna zorganizować „Ogólnopolski Tydzień Nostalgicznych Naczelników”. Z wyborem najbardziej czerwonego. Stacha zdaniem, szereg innych produktów markowych w przyszłości skutecznie z Lubawą kojarzonych być może. Ot choćby: „I ty możesz zostać sekretarzem, będąc wcześniej dziennikarzem (kiepskim, ale jednak)”. Szanse na powodzenie może mieć też coroczne sympozjum: „Jak skutecznie zlikwidować wieloletni puchar piłkarski”. Wzięcie też miałoby ogólnopolskie seminarium: „Jak budować bez przetargu”. Bezwzględnym sukcesem jawi się ogólnopolska debata polityczna: „Od partyjnego kacyka, poprzez w stanie wojennym naczelnika, do chronicznego burmistrza”. Sądzić też należy, że dużym wzięciem cieszyłyby się treningi psychofizjologiczne: „Władza – odmładza”.
Próbowała się zadomowić w redakcji „Głosu Magistrackiego” młoda dama, Anna Krzesińska. Gdyby była mężczyzną w średnim co najmniej wieku, powiedziałbym jej, że chyba „jod na łeb jej siod” (z Czarnobyla), żeby tak odważnie i pod prąd pisać, czyli wykazywać niezwykłą przyzwoitość, a jednocześnie brak instynktu samozachowawczego. Pani Ania, pisząc w biuletynie burmistrza, z czego niekoniecznie musiała zdawać sobie sprawę, napisała po 2-dniowych uroczystościach z okazji oddania stadionu do użytku:
„Zaskoczył mnie tak daleko posunięty minimalizm. Cieszmy się tym, co mamy, bo lepiej nie będzie. I nieważne, że błoto, że gwiazdy przyjechały chałturzyć, a stadion jest jakiś taki niedokończony. A wieczorem okazało się, że ławki są mokre i brudne. I jak zwykle wyszło, że są równi i równiejsi, bo tylko 200 z 1160 znajduje się pod dachem. Zgadnijcie dla kogo są przeznaczone. Rozumiem, że kiedyś było gorzej. Ale nie będę mówić, że teraz jest super, jeśli to nie do końca jest prawda. Na pewno jest lepiej, ale nie jest wspaniale. Ale czy mieszkańcy mają się cieszyć z czegoś, co jest prawie dobre?”.
Napisała też pani Ania: „Co do samego stadionu, to na bieżni było pełno kałuż”. Jeśli to spostrzeżenie pani Ani jest prawdziwe, to oznacza to po prostu, iż nawierzchnia bieżni – optycznie niebywale urokliwa – jest po prostu niewypoziomowana... Wadliwa! Co radnym przed zakończeniem kadencji, pod rozwagę podaję... A czytelnikom dopisuję, że pani Ania już pognana została z Głosu, co niestety było łatwe do przewidzenia...
Stachu mi mówi, że wice z Olsztyna, Piotr Żuchowski, figura największa na otwarciu stadionu w Lubawie, a i ponoć kandydat na burmistrza w Iławie, nie popisał się się przed kibicami, że aż hej! O wyborcach w Iławie nie wspominając! Przywiózł ci chłop do Lubawy niezbyt tęgi prezent (wiem, podarowanemu koniowi w zęby się nie zagląda), a mianowicie 10 pęcherzy dmuchanych. Najśmieszniejsze jest jednak to, że piłki te, to nie footbolówki a... zgoła siatkówki. Niewykluczone, że chłopu z jakiejś siatkówki plażowej w spadku zostały, no to je zagospodarował...
Ciężki to kawałek chleba być politykiem. Łeb 6x6 trzeba bezwzględnie posiadać. Bo wrogowie czekają tylko na potknięcia. A i prasa też.
Andrzej Kleina