Jedna z moich głupszych przygód życiowych miała miejsce, kiedy w Iławie za działkami przy ulicy Ostródzkiej próbowałem przeforsować rzekę Tynwałd, by wnet znaleźć się na Lipowym Dworze, a mostem było mi przewrócone drzewo – słusznej wielkości. Dałbym radę po nim przejść na drugi brzeg, gdyby nie fałszywy ruch (za duży krok) przy końcu, dzięki któremu ześlizgnąłem się wprost do rzeki, a była to połowa stycznia, śnieg, temperatura poniżej zera! Pyk i nurkuję – tak to pamiętam, po czym mokry i z wodorostami na szyi wracam do domu, niedziela – pustki na ulicy. Ależ ja ciekłem, na szczęście choroba nie wzięła żadna – atuty stalowej odporności. Ale nie o odporności dzisiaj…
Leszek Olszewski
Dziś o tym, że człowieka bezstresowo zwykle pcha do podjęcia danego ryzyka, gdyż ostatnią rzeczą, jaka nas może zmartwić, jest nasza (wyimaginowana uważamy) wątłość, kruchość – o śmiertelności powypadkowej nie wspominając! Więc „dalej, szybciej, jeszcze to, jeszcze tamto wyzwanie” – będzie co wspominać! Będzie tyle, że czasem na wózku inwalidzkim albo na OIOM-ie, znam takie przypadki. Dzięki bogom, mi się dotychczas upiekło, a już nad tym kanałem wcale i nie musiało! Piszę „kanałem”, bo rzeka Tynwałd to taki prosty, wąski jak ołówek dukt wodny, ten od ośrodka Rodzina na północ – przyjrzyjcie się. Otóż jak leciałem z drzewa, zamigotała mi wystająca z wody jakaś pika, wystająca niczym nóż. Wygrzebując się, ze zgrozą zobaczyłem, że to stalowy pręt! Gdybym nadział się nań tułowiem, to jak warstwa na szaszłyk: przebity, krwotok wewnętrzny, pustkowie – amen.
Nie wiem, czy teraz tam podobne śmietnisko, ale wtedy było: woda jak po tsunami – drzwi, walizki, żelastwo, buty. Pamiętam drogę do domu, woda kapie z kurtki, czapki, szalika! Śnieg zaczął sypać. Chciałem brać taksówkę, ale żadna nie jechała. Zresztą by mnie nie wzięli, szkoda tapicerki. Pozostał lodowaty spacer i analizowanie własnej głupoty oraz faktu, jak to głupiemu szczęście sprzyja! Bo przecież żyłem, szedłem bez szwanku, choć że się nie wdało zapalenie płuc i inne odmy – znajomy lekarz płucny nie dowierzał. Spacer trwał 30 minut. Wyjdźcie w styczniu w zalanych ciuchach przejść się „dla zdrowia”. Tak jak Szymborska mówiła, iż tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono, tak tu jest podobnie. Jeżeli gdzieś nie pojawił się strach, stwierdzenie farta właśnie (co też trzeźwi na odwadze), to dalej będziemy skłonni do zaczepek z życiem!
Dawaj nad przepaść robić selfie: oto ja na fiordach: król świata i pan już 37 czy 55 lat, uwielbiam adrenalinę, szybkość, czeluście! A na cmentarzu tych rajców chyba więcej niż na wózkach, śmiertelni jednak, choć w swoich oczach nie wyglądali. Wracałem kiedyś samochodem z Suwałk przez Olsztyn i psychika działa większości z nas tak: byle do Olsztyna, tam już u siebie, wcześniej antypody – 200 km obcości. Tamtędy zatem strefę komfortu notujemy godzinę przed celem, ostatnia prosta, czyli opacznie jeszcze umowne kilka zakrętów. Nie darmo matka mi kiedyś opowiadała, iż gros wypadków na trasach długodystansowych ma miejsce pod domostwem niejako, jak chociażby stało się to tutaj w lipcu 1976 r., kiedy autobus wracający z kolonii z iławskimi dziećmi rozbił się u wrót grodu. Kierowca zasnął błogo – dotarł…
I ja z tych Suwałk jechałem czujny, był maj, piękny dzień, z ulgą patrzyłem na tabliczki: Olsztyn 141, 87, 50, 16. I nad Łyną zaczęło padać, naraz ulewa, już dobre 8 km na Iławę. Noga na gazie przy pustym asfalcie od Suwałk oscylowała mi wokół 95-115 km/h, nie widziałem powodu do zmiany. I notuję zjazd z jakiejś górki, łagodny, zakręcający w pewnym momencie w lewo. Ruch kierownicy, pewny jak zawsze i dostrzegam, że płynę tą wodą na drugi pas. Mimo oporu, hamulec nie działa? Drugi pas był cały mój, tam zadziałał, wytrącił prędkość, kierownica powoli jęła być na powrót sterowna, że nie osiwiałem, to niepojęte! Byle ktoś jadący naprzeciw by mnie skasował na wieki, ja jego pewnie też – zawrotną prędkością mnie ściągało! Fartownie uczestniczyłem w dramacie sam, zaroiło się od aut za moment, wcześniej też było raczej zakorkowanie.
Do samochodu jako ciała obcego podchodzę od tamtej pory z rewerencją, psychice nie pozwalam na dzielenie tras. Pełne skupienie, pokora, wolniejsze tempo. Mostów już też nie pokonuję drzewami, w końcu nie jestem Tarzan, a jakaś piąta popłuczyna po nim w najlepszym przypadku! Tu nauki nie poszły w las, w kwestii tylko alkoholu nad wodą nie musiałem przechodzić szkolenia. Choć raz na koniec roku szkolnego kąpałem się na „dzikiej” plaży po winie, ale wypitym dwie godziny wcześniej, zresztą tam płytko, to wyjątek każdemu może się zdarzyć, przechodzi weryfikację… Metoda sparzenia się jest, jak widzicie, najlepsza, tylko przez ciężką dziedzinę idziemy, lekcje mogą się nie udać.
Propozycję stulecia raz dostałem od sąsiada, mieszkając na Kopernika na czwartym piętrze. Puka ów i prosi o możliwość przejścia balkon-balkon, bo ma otwarte, a żona w pracy, to wejdzie i gra. Mnie aż się w głowie zakręciło – zwariowałeś? Nie, nie boi się, tu się złapie, tam puści, nie ma lęku wysokości, przepaść pod nim się nie liczy. Odmówiłem z 8 razy, proponowałem piwo, obraził się, wyszedł. Jeżeli są między nami zdolni do takich lekceważeń, to przestaję się dziwić piratom na iławskich ulicach, czasami na rondach w pionie lądujących, innym razem skaczącym z rozbiegu na ulicę niczym Stoch z Wielkiej Krokwi.
Ukonstytuujmy się zatem we wszelkim umiarkowaniu, miarkowaniu, ważeniu „przed” nie „w czasie” lub „po”. Bo hyc i może być po kręgosłupie, po kończynach, po pięknej głowie, w sumie jesteśmy ciency jak cholera – kostnie, żylnie, itd. Tego nie widać, ale przebić układ naprawdę nietrudno, spytajcie pourazowców na wózkach czy tych na cmentarzach – seanse spirytystyczne dają takie możliwości, przynajmniej się w to wierzy.
Ale weź nie wierz – na koniec tragizmu nie zostawimy, ale odejdziemy od tematu. Romano Prodi po porwaniu Aldo Moro na takim seansie uzyskał wiedzę, gdzie Moro jest przetrzymywany, a szukała go policja całej Italii, pacyfikując kraj. Adres był rzymski, karabinierzy udali się, zapukali, drugi raz, trzeci – nikt nie otworzył, to sobie poszli. W prowadzonym już po morderstwie śledztwie podejrzani wyjawili dziuplę – z konsternacją zestawiono, że to ów „ślad Prodiego”, duchy dały radę!
My też dajmy – wszelkie przegrzania na bok, szkoda nas na szaszłyki, na za fajne ogórki, uważam, wyrośliśmy…
LESZEK OLSZEWSKI