Wyjątkowo długo zastanawiałem się nad tym, czy poniższy tekst popełnić. No bo kto posłowi młodemu i ambitnemu zechce się narazić? I biletów „last minute” w konsekwencji nie móc dla rodziny bliższej i dalszej przytulić. Bo poseł mocny człowiek jest. I co będzie, jak wilczy bilet człowiekowi przydzieli? Na całą kadencję. I cały kraj też! Z tanich wycieczek – nici. I pozostanie wycieczka 1-dniowa do Gdańska. Z lubawskim domem kultury co najwyżej odbyta. W towarzystwie pana dyrektora Romana Krauze zaliczona, co średnią przyjemność stanowić będzie. Burmistrz też sroce spod ogona nie wypadł. Znajomości ma chłop też nieliche przecie. Więc zaszkodzić zawsze może...
Andrzej Kleina: Dekalog moralny pirata
I kiedy się tak ambiwalentnie miotałem, po raz wtóry list Jarosława Maśkiewicza nerwowo przeczytałem. Poruszył mną do głębi ten tekst nieautorski burmistrza, będący odpowiedzią na list otwarty posła Krzysztofa Liska. Rzekomy? Ano tak, widać w nim bezwzględnie obcą rękę mistrza. Bo jeśli prawdą jest, że mówimy tak jak myślimy, to tekst taki Maśkiewicz – w kolejnym wcieleniu – nie byłby w stanie stworzyć (Maśkiewicz tak „pięknie” nie mówi, o pisaniu już nie wspominając).
Ale, po kolei. Czepia się Lisek niebywale Maśkiewicza, oj czepia. Ba, żeby on tylko się czepiał. On wzywa publicznie burmistrza, by ten dla dobra Iławy i jej mieszkańców oraz „w imię zwykłej, ludzkiej przyzwoitości zrezygnował z ubiegania się o funkcję burmistrza miasta na następną kadencję”. Bo on, Lisek „z najwyższym niepokojem i rosnącą troską o przyszłość Iławy przyjmuje kolejne informacje o przedłużającym się procesie sądowym”.
Młody jeszcze z Liska polityk, niedoświadczony. Wszak burmistrz Maśkiewicz misję ma do spełnienia. Zaszczytną taką przecież. Służebną wobec iławskiego ludu. A i cele nadrzędne, jak sprawowanie, piastowanie, dzierżenie i układu rozbijanie, realizować zmuszon jest bardzo (i „układa” po nowemu, po swojemu – szybko, szybciusieńko...). Co tam jakaś sprawa drobna sądowa. Zdaje się, że raptem o 200 tysięcy złotych w domyśle chodzi. Bo proces przecież przekroczenia uprawnień i sfałszowania dokumentów dotyczy, a nie malwersacji finansowej...
I niepotrzebnie naczelny redaktor „Kuriera” Jarosław Synowiec pytanie Maśkiewiczowi zadaje, ażeby burmistrz wytłumaczył społeczeństwu Iławy i Lubawy „gdzie podziało się 200 tysięcy złotych z kieszeni podatników, przeznaczone na budowę ulicy, która nie powstała do dziś”. Przecież to pytanie winna samemu Maśkiewiczowi prokuratura iławska zadać, ale on oskarżon jest tylko o przekroczenie uprawnień i fałszerstwo kwitów. I tylko to sąd ważyć będzie. Ważenie brakujących pieniędzy nie jest w procesie tym przewidziane, bo tak zadecydowała prokuratura wąziutko i jakże wspaniałomyślnie formułując obszar aktu oskarżenia.
Jestem przekonany bezwzględnie, że może burmistrz Maśkiewicz tym wszystkim, którzy na niego 4 lata temu głosowali powiedzieć bezwzględnie, że ich głos nie był zmarnowany. Błędu żadnego przecież nie popełnił, nikt nie zarzuci mu też, że zaniedbał jakiegoś obowiązku, a i co chyba najważniejsze – dokonania ma różne, wręcz niesamowite. Budżet najlepszy (?) w województwie Iława posiada, potrafi Maśkiewicz umiejętnie korzystać ze środków finansowych Unii Europejskiej (?), drogi Maśkiewicz takie też buduje, że przestaną wreszcie plomby z zębów kierowcom wypadać. Obawiam się co nieco natomiast, że po wybudowaniu jednego z piękniejszych w województwie kinoteatrów, zechce Maśkiewicz przegląd filmów Krzysztofa Zanussiego w Iławie na stałe umiejscowić. A wiadomo przecież doskonale, że na filmach Zanussiego pustki – to i „camorra”, nie tylko iławska, zechce się spotykać. Kinomani jej nieliczni przeszkadzać nie będą wcale...
„Nie omijają nas inwestorzy, czego najlepszym dowodem”– powiada Maśkiewicz – „jest szwedzka IKEA oraz powstający nad Małym Jeziorakiem nowoczesny hotel”. O jakiej więc, do cholery jasnej, poseł Lisek śmie powiadać też „kompromitacji miasta”, że „o zaniechaniach i zmarnowanych szansach”, wspominać już nawet nie należy?
Szwedzi się sami pchają, między Bogiem a Prawdą, nikt im przecież takich wspaniałych warunków nie zapewni jak bombardowany krytyką Maśkiewicz tuż przed wyborami. Poza tym dyrektor Janusz Walczak w rozmowie z Kurierem wyraźnie stwierdził, że wybór Iławy – o ile do niego dojdzie w centrali szwedzkiej – ma też niemały związek z szeregiem wspólnych dla Lubawy i Iławy przedsięwzięć, że logistyczne choćby na początek wymienić należy. To, że od podpisania umowy do powstania „miejsc pracy” droga daleka, przekonują inne nie zrealizowane inwestycje szwedzkie, o czym dość głośno było w roku ubiegłym w olsztyńskiej prasie. A ziemi, oddanej dziś za darmo, nikt już mieszkańcom miasta nie odda...
Na wszelki wypadek, wiceburmistrz Henryk Lisaj poinformował społeczność iławską, że jeżeli inwestycja nie wypali, to będzie to bezwzględnie wina radnych z „camorry”, w którą (co doniósł Maśkiewicz ostatnio, w liście swym słodkim, otwartym), doskonale się wkomponowuje Kurier, a i niechybnie sam poseł Lisek... (zapomniał dodać jeszcze dziekana Florka z Podleśnego).
Podejrzliwie też Lisek ocenia „zadziwiającą zbieżność zachorowań Maśkiewicza i jego adwokatów z terminami rozpraw sądowych na przestrzeni kilku ostatnich lat”. Zagalopował się młody człowiek, oj zagalopował. Wszak choroba nie wybiera. A jak się jest przed 60-tką, to brak choroby jest wręcz podejrzliwy.
A już chyba niepotrzebnie absolutnie zechciał Lisek poinformować ministra młodego sprawiedliwości o przedłużającym się procesie Maśkiewicza. A co będzie jak minister zagnie parol na burmistrza wszechstronnego i do Warszawy przybieżyć mu nakaże? Żeby jaką robotę zechciał „temidalną” podjąć. Na dłużej przecież, boć specjalistą jest. Czy przypadkiem poseł Lisek nie kombinuje, by po zakończonej kadencji sejmowej burmistrzem Iławy sam doskonałym zostać?
Nie wolno też dać absolutnie wiary tym wszystkim opozycyjnym radnym, którzy wielokrotnie wypowiedzi burmistrza oceniali jako formę jego zaćmienia informacyjnego. Ja uważam całkowicie inaczej. Ale cóż mój głos może ważyć... Mój, nieboraka...
Nie zgadzam się też z radnymi (Woźniakiem, Rygielskim, Polańskim i innymi mądralami), że burmistrz reprezentuje patologicznie niski poziom zaufania i jeszcze niższe umiejętności współpracy z radnymi. Przecież tak sympatycznie na zdjęciach wygląda. Jak senator jaki rozmowny i przystojny niebywale.
Poza tym nie można nie zauważyć alienacji (wyobcowania) Maśkiewicza. Odczuwa burmistrz (tak sądzę) poczucie, że rada miejska, z którą był nominalnie związany, stała się dla niego obca a nawet wroga. Powoduje to między innymi bezradność burmistrza wywołaną poczuciem utraty kontroli nad istotnymi zdarzeniami zawodowymi. Utracił też burmistrz znaczenie w środowisku, jest coraz bardziej izolowany.
Niektórzy badacze uważają (w tym mój kumpel Stachu), że separacja od czegoś lub kogoś (posła Liska na przykład, który raczył się Maśkiewiczowi wyprowadzić nawet z Iławy) jako obcego może być warunkiem koniecznym wypracowania nowej perspektywy i podjęcia nowych działań. Czyli krok tylko od alienacji do nowych, ambitnych zamierzeń i działania. Bertrand Russel stwierdził, iż wszystkie organizacje mają dekalog moralny – nawet załoga pirackiego okrętu. A skoro tak, to dlaczego burmistrz Maśkiewicz nie miałby go posiadać?
Powtarza Maśkiewicz jak mantrę, iż decyzja sądu potwierdzi brak jego winy w „sprawie lubawskiej”. Rozumowanie takie co nieco jest zadziwiające, choćby z tego prostego powodu, iż sąd nie zajmuje się weryfikacją hipotez, a ważeniem faktów, które świadczą o winie, bądź też o jej braku. Ale cóż! „Odbierz przeciętnemu człowiekowi jego kłamstwa życia” – mawiał Henryk Ibsen – „a wziąłeś mu zarazem całe szczęście”.
Ten rodzaj magicznego myślenia burmistrza – w najbliższych dniach – iławski sąd oceni i w postaci postanowienia ogłosi. Będzie to, zdaniem Maśkiewicza, o ile sprawę przerżnie, dowód wprost na to, że sąd bezwzględnie do „układu iławskiego” jest przynależny. Bo przecież, cała ta sprawa, powiada Maśkiewicz, to nic innego, jak „sprawa polityczna”, cokolwiek miałoby to znaczyć. A on jest niewinny, a jeśli sąd stwierdzi, że jest winny, to ani chybi w układ wszeteczny sąd wdepnął jaki.
Słusznie wyraża też Maśkiewicz zdziwienie, iż Lisek zafrasowany cały wzywa go do rezygnacji z „ubiegania się o kolejną kadencję”. Kto Liskowi o tym raczył był powiedzieć? To przecież autonomiczna decyzja Maśkiewicza i on jej jeszcze nie podjął. Niemniej „wezwanie” Liska, w liście otwartym wyartykułowane, uświadomiło z całą mocą – jemu, Maśkiewiczowi – ile on może w Iławie jeszcze „dokonać”, ze szczególnym uwzględnieniem rozbicia do końca tej hydry stugłowej, jaką jest „układ iławski” poprzedniej władzy, z którym to układem, jak widać przecież, Liskowi bardzo jest po drodze. A i do twarzy też!
Nie tylko jednak Lisek jest stroną atakującą. Maśkiewicz też bryka, że aż hej. Żal ma do Liska, że miłość posła do Iławy charakter epizodyczny miała. Że chłop się wyprowadził, czym zły przykład młodzieży daje. I nic na rzecz Iławy w sejmie naszym kochanym nie czyni. A on, Maśkiewicz, niewykluczone, że liczył na to, że Lisek „załatwi” – na jego rzecz, czyli miasta. Gdzie się podziały te kilometry polbruku, dziesiątki inwestorów warszawskich i nie tylko? Bo powinien Lisek pomagać, a nie tylko coś tam o telefonię komórkową na Wiejskiej pytać. Bo telefonia to się sama o klienta pyta. Sam to wiem po masie informacji, które od Ery w postaci SMS-ów otrzymuję.
Janusz Ostrowski w jednej ze swych wypowiedzi zauważył: „Bo pytanie brzmi: nie ile lamp i chodników z polbruku zostało wytworzonych w czasie kadencji, a pytanie brzmi: czy sposób w jaki sprawowano władzę lokalnie, przyczynił się do budowy wspólnoty, wspólnotowych instytucji. Czy te działania były swoistym lepiszczem rozproszonej energii społecznej czy odwrotnie?”.
Nie ukrywam, że rad byłbym bardzo, aby burmistrz Maśkiewicz, na tak zadane pytanie – spróbował odpowiedzieć. Czy zdaje sobie sprawę Maśkiewicz z tego (ponownie Ostrowskiego cytuję), że władza to „zdolność do zachowania sterowności, zdolność do koncentracji energii i woli do realizowania złożonych celów” (mam nadzieję, że ktoś to burmistrzowi przełoży na „jego kod”).
Zdaję sobie sprawę, że bardzo trudne zadanie otoczeniu Maśkiewicza zleciłem, ale skoro wymusił na nim Lisek decyzję startu w kolejnych wyborach samorządowych (jesienią br.), to dobrze byłoby, gdyby Maśkiewicz wszedł na inny, bądź co bądź, wyższy poziom argumentacji intelektualnej i na poziomie tego kodu właśnie wytłumaczył wyborcom swoją decyzję i zamierzenia. Bo to, że „zarabiać mają i wydawać w Iławie”, wszyscy od 4 lat już wiedzą...
„Gdzie podziała się etyka odpowiedzialności?” – pyta Janusz Ostrowski – „owo silne poczucie indywidualnej odpowiedzialności, które pociągało za sobą posiadanie wiedzy o tym, jak współpracować ze sobą dla wspólnych celów i tworzyć instytucje dla przetrwania”.
Wyjścia są dwa, jak to zwykle bywa. Może należałoby wysłać Maśkiewicza na korepetycje, bądź też takich radnych jednomyślnych mu załatwić, żeby mógł powielić wzór burmistrza lubawskiego Edmunda Standary, który gromko światu obwieścił: „Zadowolony jestem ze współpracy z radą miasta. Rada kontroluje każdy mój krok, często się spieramy, ale to wychodzi wszystkim na dobre”.
Chciałbym też wyrazić przekonanie, że większość wyborców zdaje sobie sprawę z tego, że ma burmistrz Maśkiewicz wystarczająco dużo w sobie szaleństwa, by groźbę z budową basenu krytego w Iławie wykonać (tzn. obiecać – znowu!). Bo skoro w Lubawie chcą nawet budować... ledwie 10-tysięcznej bez mała mieścinie... to Iława co, gorsza?...
PS. We wtorek 16 maja znowu nie odbyła się sądowa rozprawa oskarżonego Jarosława Maśkiewicza w tzw. sprawie znikających lubawskich ulic, gdyż ten przekonał sędziego, że jednak musi być obecny na zakończeniu wokandy, a nie może, bo ma inne ważne rozprawy sądowe w Elblągu... No i jak tu nie wieżyć w jego hasło z poprzednich wyborów: „Jarosław Skuteczny”...
Andrzej Kleina