Często chadzam po restauracjach i pierwsze, co wpada w oko, to są kelnerki. I to nie estetycznie, a merytorycznie. Bardzo dobrze idzie zróżnicować, które są z łapanki, które zaś coś sobą reprezentują. Te drugie zwykle pracują w mniejszych restauracjach, w tych bogatszych poziom jest czasem żenujący, kulawy. Przy okazji dziwnym trafem słyszy się, że tam właśnie najbardziej dziadowsko się płaci i najgorzej pracowników traktuje. Tak to jest, jak słoma z butów jeszcze niedawno właścicielom wypełzała, a teraz dorobieni – bójcie się ich w każdej minucie!
Leszek Olszewski
Tu w Iławie była sytuacja, że zatrudniono pewnego chłopaka w recepcji hotelu. Włodarze byli znani z czerpania wiadomości o codzienności hotelowej z internetu, nawet się na to powoływali, wprowadzając w placówce kolejne obostrzenia. I tak wpadli, by recepcjonista niezmiennie podnosił się z krzesła i stawał na baczność, gdy tylko jakiś gość zamajaczy na jego horyzoncie. Kamera to sprawdzała, ci z domostw do późna obserwowali. I wyobraźcie sobie, gość idzie do samochodu – chłopak wstaje, wraca za moment – znów wstaje. Za chwilę na basen – powstań chłopcze i tak przez kilka dni. Jakiś rezydent hotelu to łapie i ze zdziwienia oczy mu się robią. Chłopak w końcu otrzymał opieprz: „Przestań pan tak się pojawiać i znikać, bo z siebie wychodzę, co mijam portiernię, ktokolwiek na niej nie siedzi!”. Dostał przeto odpowiedź, że to sztywne polecenie właścicieli, mocno egzekwowane! Ten wziął ich od razu za niespełna rozumu, bo jak świat światem czegoś podobnego nie zaobserwował, a był to istny globtroter – taki od Dominikany po Tokio i Pekin. Inwencja amatorów znad Jezioraka go powaliła. Czekał na kolejne niespodzianki, np. obowiązkowe przysiady, kazał podsunąć pomysł.
Takie nowalijki też rosną, ale to kelnerki są istnym lekarzem pierwszego kontaktu dla turystów. Doszły mnie oto jakie słuchy. Znów elitarny punkt, małżeństwo siada i rozpytuje dziewczynę donoszącą karty menu, co w okolicy jest godne zwiedzenia, gdzie dotrzeć samochodem. Ona nie wie, ona tu tylko pracuje! A nie słyszała o czymś ciekawym, legendach, zamkach, bo krótki weekend przed nimi? O niczym nie słyszała, żadnych legend nie zna, tu wymienia wieś, z której dojeżdża, wszystko z kamienną twarzą. Obok siedzieli moi znajomi i po prostu byli zażenowani podobną obsługą. Głupio im było i za cudowną, pełną atrakcji takich czy owakich Iławę, i za ów hotel, bo także o hotelu tu mówimy, tylko innym niż przy stawianym na baczność recepcjoniście.
Już też zauważyłem, że te lepsze jadłodajnie i noclegownie to zazwyczaj smutna, zgaszona obsługa. Czuje się stosunki prawie jak w jednostce wojskowej, gdzie to zawsze góra była postrachem szeregowców! Struchlałych, zagonionych, zerkających, czy nikt na nich z kolei nie zerka – bo paraliż gotowy. A spytasz o skład sosu do mięsa – pójdzie do kuchni i się wywie, a zupa czy na rosole – też pójdzie i wróci! A to owo dziewczę winno być encyklopedią wszystkiego serwowanego. Każda kwestia powinna być rozstrzygana kilkoma ładnymi zdaniami. Z możliwym poszerzeniem wywodu, jeśli klient dociekliwy i coś tam jeszcze drąży – to dodajemy, tu rzecz wegańska, tu lekki nabiał, niskotłuszczowy. Wysokotłuszczowy ser holenderski neutralizujemy ziołem takim a takim i nutą beszamelu.
Takie zbliżające rozmowy co ciekawe notujemy – jak wspomniałem – w tawernach kameralnych, trudniejszych do znalezienia. Omijanych często przez koryfeuszy z pełnymi portfelami, chociaż czasem ich szlag trafia na punkt pobytowy i idą w miasto czegoś obfitszego spróbować, a i słyszy się – mogącego zasmakować! Bo wyrafinowanie zwykle prowadzi na manowce. Zioła właśnie, polewa musem, a gdzie stary, poczciwy schabowy z kapustą albo sznycel z jajkiem pod buraczki? Na pewno nie w ich hotelu, a i widoki złamanego kelnerstwa też nie są szczególnie frapujące.
W 2018 r. byli tu przyjaciele ze stolicy, młode małżeństwo, świetnie sytuowane – rekiny branży informatycznej. Tydzień sobie zafundowali jak z bajki: pływali po Jezioraku, obwiozłem po Szymbarkach, Karnitach, Jeziorze Jasnym, etc. – byli zachwyceni. A najbardziej przytulną knajpą serwującą cuda dla podniebienia z czterech stron świata, żywiołową, pełną energii panią X i Y, gdyż obie im przypadły do gustu! Wsuwali tam lunche dzień w dzień, tam się zresztą dowiedzieli o Makowie, Sarnówku, Jeziorze Czystym, wyspie – te cele zrealizowali w ubiegłym roku. Teraz są tu 24 lipca. Mówią, że gdyby nie ja i znaleziona knajpa, do Iławy by nie wrócili, bo hoteli na wysokim i najwyższym poziomie jest wszędzie pełno, a i jezior na Mazurach nie brakuje. Kamieniec zaś, Napoleon, Wielka Żuława, Gubławki, papieski Gizerek czy zatoka Widłągi dały im ogromną różnicę. Miłość się zaczęła, sprzedają jej treść oczywiście od razu w swojej robocie.
I zobaczcie, jak to można schrzanić, mając takich ludzi w setki – piętro i dwa wyżej, jak ten cały organizm zawodzi! Gdy niewiele trzeba do rozpętania ognia: deko komunikatywności, deko wiedzy i ileś tam próby zbudowania tożsamości ponadrachunkowej. Z ponad odczytu kart płatniczych i sztampowego regulowania należności z okazji wyjazdu, meldunku, itp. Oczywiście są przypadki przybyć tu, by się odstrzelić: Instagram pokaże, że nie jestem byle gdzie, pochlam, leżaki, szwedzki stół. Taka warszawka też egzystuje i ma w d… Napoleona, Kamieniec i Widłągi z Gizerkiem. Ich nie zdobędziemy, bo oni tego nie chcą, zwisa im Wielka Żuława i ma prawo! Jednakże sam będąc w sytuacji ciekawskiego na zamku w Lidzbarku Warmińskim, otrzymując od kelnera dla odmiany odpowiedź, że on nie wie…, co to za zamek i czy jest muzeum, pamiętam, jaki czułem niesmak.
Pierwsza „Informacja Turystyczna” beznadziejna, drugiej nie będę szukał, jest sobota, gdzie? On był z hotelu Krasicki, 4 gwiazdki, zajmują skrzydło ogromnego zabytku, no weź słowa nie miej do powiedzenia, gdzie jesteśmy? Horrendum istne, choć kelner czuł się raczej zwyczajowo, fajkuje zmianę, co on ma do otoczenia? Wirus widać ugruntowany, żal mi doświadczonych nim tutaj, bo Lidzbark wizerunkowo mi daleki, a Iławy szkoda. Przeto do prezesów apelacja, prywatnej inicjatywy prezesowskiej. Nogę z gardeł podwładnym, nie róbcie z siebie katów, szanujcie ich, ale obowiązek napełnienia głowy wymóżcie. I savoir-vivre’u, trochę okrzesania nikomu nie zawadzi.
Bądźcie tu przykładem!
LESZEK OLSZEWSKI