Gilbert Keith Chesteterton pisał: „Gazeta nie istnieje po to, by dostarczać informacji – od tego są encyklopedie. Gazeta powinna roztaczać szeroką panoramę cudownego świata. Kiedy twój umysł zamyka się w najgorszej ciasnocie, gazeta wietrzy go i sprząta. Zmywa go polityką, szoruje do czystości sensacyjnymi morderstwami, przeciąga po nim wspaniałą miotłą życia”.
Andrzej Kleina: Cuchnie wszędzie, co to będzie?!
I mówi pisarz dalej: „Kolego, wszystkie artykuły są bzdurne. Tak naprawdę nie dowiesz się z gazet nic kompletnie o finansach, edukacji ani technice wojskowej. Ale za to zobaczysz wizję. Ujrzysz królestwa tego świata w całym ich blasku; wyśnisz sen pełen złota, olśniewającej wiedzy, wybitnych ludzi i chwały oręża”.
Dlatego kiedy widzę kolejne wydania np. „Głosu Magistrackiego” to widzę Lubawę cudowną, wywietrzoną i sprzątniętą wspaniałą miotłą Lubawskiej Spółki Komunalnej, wypróbowanej przyjaciółki magistratu. Nie zgodzę się jednak z Chestertonem, że wszystkie artykuły w Głosie są bzdurne. Większość jest optymistyczna. Nie dowiesz się z nich czytelniku drogi kompletnie o finansach magistratu, o jego zadłużeniu, o problemach dnia codziennego. Nie zobaczysz brudnego miasta, krzywych chodników, niebezpiecznych ulic. Nie zobaczysz braku dbałości o zieleń. Nie zobaczysz też słów krytyki.
Ale za to zobaczysz wizję burmistrza Edmunda Standary. Najnowszą choćby, jak... kryty basen. Zobaczysz również realne fakty. Choćby mostek przed rzeczkę (baaaardzo Lubawie potrzebny) za bagatela 280 tysięcy zł. Mimo że 100 metrów dalej most taki pełnowymiarowy uświadczysz sprawny... Przeczytasz o wspaniałej rodzinie burmistrza po raz kolejny, bodajże piąty, o ich wiedzy, problemach okupacyjnych, aprowizacyjnych, ale nie tylko. Zobaczysz wybitnych ludzi intelektu, organizację życia społeczno-edukacyjnego w miasteczku po wojnie, ich pokłady niezmierzone empatii społecznej. Tak czytelniku. Wszystko to w Głosie zobaczysz.
Dlaczego tego wzorca Kurier nie powiela? Redaktorze! Co jest u was grane?! Dlaczego wizji burmistrza Włodzimierza Ptasznika i jego misji nie przybliżacie wyborcom?! Dlaczego dokonań posła Krzysztofa Liska nie opisujecie?! Co u marszałka Adama Żylińskiego słychać?! Czy syn może jakiś konkurs bez pomocy ojca wygrał? A marszałek Piotr Żuchowski co dla Iławy, do spóły z Żylińskim, załatwił...?
W odróżnieniu od Chestertona, Thomas Jefferson mówił: „Obecnie nie można wierzyć temu co piszą gazety. Nawet prawda, gdy się do nich dostanie, wydaje się podejrzana”. Nie wierzcie jednak czytelnicy Jeffersonowi za żadne skarby, po prostu nie wierzcie. W Głosie prawda jest prawdą, prawo prawem, a sprawiedliwość sprawiedliwością...
Jako demokrata (niewykluczone, że szemrany) uważam, że werdykt większości w wyniku którego Edmund Standara został ponownie burmistrzem w Lubawie, powinien być respektowany (i ja to czynię przecież), ale może i powinien być krytykowany. Nie ma w tym nic zadziwiającego, mimo że w wielu anonimowych wypowiedziach próbuje się mnie obrażać i deprecjonować.
Nie znam żadnego zwolennika demokracji, który uważałby, że wyników demokratycznych wyborów nie wolno oceniać oraz że większość ma automatycznie rację. W demokrację wpisane jest prawo do namawiania do zmiany poglądów przez aktualną większość (i ja to czynię), co – jeśli nastąpi – powinno zaowocować innym burmistrzem i inną filozofią zarządzania po kolejnych wyborach.
Pomijam już, dla uproszczenia, taki drobny szczegół, że nie jestem przekonany, iż rzeczywiście większość głosujących w 2005 roku marzyła o obecności Standary w magistracie. Nawet gdyby to było prawdą, to nic nie przeszkadza mi wyrażać z tego powodu rozczarowania i ubolewania, a także publicznie propagować poglądów prowadzących do tego, by w drodze całkowicie demokratycznej ów stan się odmienił.
Podczas ostatniej sesji rady miejskiej w Lubawie po raz kolejny zaprezentowałem burmistrzowi szereg pytań. Prosiłem o wyjaśnienie dlaczego blokuje się moje teksty w witrynie magistrackiej, prosiłem też o wyjaśnienie dlaczego nie homologowany sprzęt dopuszcza się do użytku na placu zabaw. Wielokrotnie wracałem do wątku rzekomej sprzedaży Sweedwodowi drogi do łąk i pastwisk indywidualnych rolników, bez której nie mają dojazdu do swoich pól. Pytałem też o inwestycje OSiR-owskie w kontekście zmiany struktury właścicielskiej.
Odpowiedzi udzielał mi mistrz caravaningu i mózg magistratu – polonista Maciej Radtke. Żenada a jednocześnie arogancja, bezczelność i tupet tego młodego człowieka przekroczyły dopuszczalne granice. Przekroczone też zostały granice tchórzostwa i chęci do jakiegokolwiek wysiłku intelektualnego radnych z ekipy burmistrza. Jest to porażające.
„Głos (tzw.) Lubawski” nie poinformował w sposób nawet śladowy o moim wystąpieniu podczas sesji (podobnie jak o wcześniejszych, które to embargo obnaża mizerię rządzących i skundlenie Głosu). Skoncentrował się za to na opisie... prywatnej wizyty Chińczyka, partnera handlowego radnego Piotra Truszczyńskiego.
Ów Chińczyk uczestniczył w sesji, co – jak sądzę – miało go przekonać, jak znanym i uznanym a także znaczącym w miasteczku jest postać Truszczyńskiego. Burmistrz wręczył przybyszowi herb Lubawy. Frazę powitalną przetłumaczył tłumacz. Nie był w stanie burmistrz powiedzieć po angielsku choćby „jak się masz, stary”. Jakżesz żałośnie to wygląda choćby przy iławskim Włodzimierzu Ptaszniku... Jest więc bardzo prawdopodobne, że chiński biznesmen po powrocie tam, skąd jego ród, nada temat w jakimś lokalnym, bezpłatnym dodatku do „Renminribao” organie Komitetu Centralnego KPCh i opowie o spotkaniu z byłym funkcjonariuszem Komitetu Miejskiego PZPR Edmundem Standarą.
Po raz kolejny „redaktor” Błażej Urbański stanął na wysokości zadania. Po raz kolejny dowiódł, iż jest na garnuszku magistratu. Po raz kolejny sprzeniewierzył się etosowi dziennikarza.
Patologiczny układ w Lubawie trwa, a nawet rozwija się w najlepsze. Bolszewicki model funkcjonowania miasta kwitnie. Egzotyczny duet Standara & Radtke ciągle tryumfuje. Ma bowiem wsparcie w kuriozalnej radzie bezradnych.
ANDRZEJ KLEINA