Źle się dzieje z finansami Iławy. Sprawozdanie z posiedzenia Rady Miejskiej w Iławie jest opisane na pierwszych stronach informacyjnych Kuriera. Mój głos to moje tylko subiektywne przemyślenia o strategii dla miasta Iławy. Uściślijmy: o braku strategii.
Henryk Witkowski
Strategię odczytuję subiektywnie, jednak już po wielu doświadczeniach z fotela miejskiego radnego. Swoją teraźniejszą aktywnością chciałbym pokazać, jak trudno uczciwie istnieć w życiu społecznym miasta. Trudno jest wtedy, gdy ma się niepasującą do rządzących wizję – inne spojrzenie na atmosferę pracy, na kierunki gospodarcze i społeczne, na inwestycje, na finanse. Wielka trudność polega na braku wsłuchiwania się kilku rządzących w argumenty inne niż ich własne. Kto już spotkał się w swoim życiu z taką sytuacją...?
Przykładem może być wybór przewodniczącego komisji oświaty. Na nic kandydatura doświadczonego nauczyciela działającego w strukturach oświaty, bo ten dostaje tylko 3 głosy „za”. Wybór musi być z klucza partyjnego PO – wtedy jest już 14 głosów. Czy taki partyjniacki wybór ma dominować na szczeblu lokalnym? Czy nadal kumple z podwórka mają być ważniejsi niż interes całego miasta Iławy?
Tak było ze mną. Jak śmie coś proponować „jeden Witkowski”! Teraz rolę podobną przejął radny Eugeniusz Dembek. Aby zbyć jego dociekliwą interpelację na temat konsultacji w sprawie zmian w planie zagospodarowania przestrzennego, dotyczących terenu pod budowę hotelu TIFFI, burmistrz Włodzimierz Ptasznik opowiada o swoich rozmowach z... radnymi. Fajnie, pogadali sobie, poplotkowali i rozeszli zadowoleni.
Czyż opinie „za” i „przeciw” nie powinni wydawać fachowcy? To oni powinni grać pierwsze skrzypce w zmianach. Tymczasem radni nie usłyszeli opinii nawet architekta Mieczysława Hofmana. Zatem nie mieli możliwości poznać opinii specjalistów. Dla mnie to błąd nie tylko proceduralny, powtarzający się za często, gdy chodzi o gospodarowanie miejskim majątkiem.
Poprzedni felieton, dotykający sprawy 7 ha ziemi pod hotel TIFFI, wywołał poruszenie. Dziwił się mój dzielnicowy, dlaczego nie spytałem o straty dla budżetu Iławy z tytułu pozwolenia na budowę jeszcze apartamentowców (obok hotelu). Chodziło mi to po głowie, ale kto miałby publicznie odwagę odpowiedzieć na tak postawione pytanie? Kto byłby w stanie policzyć, że 7 ha ziemi sprzedano po 70 zł za metr kwadratowy, a ziemia pod budowę apartamentowców (wiele mniejszych działek) na wolnym rynku sprzedawana jest znacznie drożej.
Gdzie jest troska o interes Iławy? Kto jest w stanie zaakceptować ewentualną stratę około 25 mln zł na tak źle przeprowadzonej sprzedaży gruntów miejskich? Kto jeszcze pamięta, że małżeństwo Grabowskich dostało ze środków publicznych dotację 15 mln zł!
W jaki sposób inwestor wywiąże się z zobowiązań w akcie notarialnym o tzw. II etapie budowy? (kąpielowy kompleks rozrywki, rekreacji i odnowy biologicznej). Jak brzmi dziś nagłe odejście od tego, by „nie robić konkurencji miejskiemu basenowi”, no jak?
Burmistrz Ptasznik wiele razy zapewniał, że jest za konkurencją rynku. Ja chyba też jestem w stanie wyobrazić sobie po kilka autobusów przed miejskim basenem, a także po kilkadziesiąt wypasionych limuzyn przed wirtualnym basenem hotelu TIFFI, bo załóżmy dużo droższe wejście do bajecznie wyposażonego basenu z olbrzymią różnorodnością zabiegów i atrakcji, więc autobusów szkolnych tam nie uświadczysz. Dlaczegóż ograniczać naszą wyobraźnię np. tylko do 15 zł za wejście na niewyszukany basen miejski „z jedną rurą”?
Pierwszy argument przeciw miejskiemu basenowi: straciliśmy niepowtarzalną możliwość korzystania z wielkiego i pięknego basenu w hotelu TIFFI. Oby był to jednocześnie ostatni argument przeciw tak bardzo wyczekiwanej miejskiej inwestycji.
Zgadzam się z felietonem Krzysztofa Kurpieckiego (z poprzedniego wydania). Ciągle przy budżecie miasta słyszymy o inwestycjach. Wypadałoby czasami zatrzymać się nad opłacalnością, nad stopą zwrotu inwestycji. Wydawanie pieniędzy to jeszcze nie inwestycja. Budowa pływalni nie jest inwestycją, lecz wydatkiem, konsumpcją. Wystarczy pytanie: po ilu latach skończy się w ujęciu księgowym amortyzacja obiektu?
Jest wiele pytań o miejskie inwestycje tego typu. Dwugłos w sprawach gospodarczych Iławy brzmi bardziej interesująco niż jednogłos czy unisono (wiele głosów brzmiących jednakowo). Trzy głosy brzmiące jednakowo brzmią na ogół mało ciekawie...
Dla mnie „inwestycja” brzmi nieprecyzyjnie w miejskich wydatkach. Tak niedokładnie, jak np. „milionowe wydatki na oświatę”. Tutaj w ogromnej części budżet miasta jest tylko depozytariuszem pieniędzy z centralnej kasy państwa. Prawie nic w tej dotacji na oświatę można przypisać sukcesowi miasta. Czy ktoś zgodziłby się, by bank wypłacający nam żądaną sumę z osobistego konta opowiadał, że jest dumny z wypłat, które otrzymujemy w kasie? Jasne, że nie.
Jeszcze o podniesieniu kapitału zakładowego miejskiej komunikacji autobusowej z kasy miasta o 480 tys. zł w tym roku. Taki wydatek z budżetu miejskiego jest być może skutkiem poręczenia kredytu tej spółki – to pół biedy. W tej chwili ZKM w Iławie jest w dobrej kondycji finansowej, z ogromnym majątkiem. Gdyby przyszło do prywatyzacji tego rodzaju działalności, mogłoby to być kłopotliwe ze względu na olbrzymią cenę majątku ZKM. Jeśli jest ochota do prywatyzacji energetyki cieplnej, to nie rozumiem oporów przed prywatyzacją usług transportu miejskiego.
Radna Anna Zakrzewska spytała o planowane zamknięcie Wydziału Pracy w Sądzie Rejonowym w Iławie. Zaznaczyła również, że decyzja nie jest ostateczna, więc można coś jeszcze zrobić.
Burmistrz Ptasznik odpowiedział w sposób właściwy dla siebie, sugerując, że jeśli decyzja zapadła, to petycja Rady Miejskiej „była jednym z protestów” i to „powinno wystarczyć”. Tak wygląda mało aktywna postawa, postawa petenta: „Jeśli byłaby możliwość, żebym spotkał się z panem ministrem sprawiedliwości, to zrobię to”. No jasne, Ptasznik mocno zabiegałby o rozmowę z ministrem – zwłaszcza, że obaj są z tej samej bajki (PO). Spotkać się i odfajkować. A efekt spotkania?
HENRYK WITKOWSKI