Chyba nie ma już się co ociągać z ogłoszeniem wiosny! Ręce zacierają – wiem – zwłaszcza ludzie żyjący aktywnie, którzy w jesienno-zimową smutę zmuszeni są chociażby przerzucić się z rowerów na spacery, a te są dobre, ale dla osobników starszych, bo same z siebie mało co wnoszą. Dłuższe męczą, krótsze nic nie dają – ot, taki pełzający wynalazek dla osobliwego grona odbiorców, do których zapaleni rowerzyści czy biegacze z pewnością nie należą.
Leszek Olszewski
Bliższe i dalsze okolice Iławy to magiczne przyrodniczo i poruszające wyobraźnię miejsca. Nie dziwne, że osiadali tu drzewiej niemieccy arystokraci i dygnitarze, wznosząc w pobliżu jezior i lasów przepastne swe zamczyska, czego przykładem w okolicy choćby Szymbark, Kamieniec, Bałoszyce czy Karnity. Z nazwisk zaś wymieńmy Finckensteinów, feldmarszałka Hindenburga i Hermanna Goeringa, który w tutejszych lasach regularnie polował na jelenie. Niezimową porą, rezydując w swej zatajonej przed maluczkimi leśniczówce w połowie leśnego traktu między Sarnówkiem a Siemianami, w śniegi zaś w gościnnych progach gospodarzy – w Szymbarku bądź Gardzieniu.
Ta mniej lub bardziej odległa historia pulsuje dosłownie podczas rowerowych wypraw w powietrzu. I jak zaraz się przekonacie, na pulsowaniu się kończy. Stare, olbrzymie drzewa przedziwnym porządkiem wiodą nas jakimś nieodnowionym po wojnie, podupadłym dziś traktem donikąd, jak to się dzieje m.in. na łączniku okolic Gardzienia z Ząbrowem i Kamionką. Na wiejskich cmentarzach nie brakuje grobów sprzed wojny, zmurszałych, obrosłych mchem z dającymi się jeszcze odczytać zapisami w języku Goethego i Schillera. Aż dziwne, że nikt o to nie dba i pozwala tym żywym pomnikom dziejowym zapadać się w nicość.
Tak się dzieje w Siemianach, Jerzwałdzie, lesie pod Starzykowem. Zresztą cmentarz rodowy Finckensteinów pod Ząbrowem jest dziś prawie niedostępny, porósł go bowiem dziko, nawet bardzo dziko las i jak ktoś nie wie, co mija – jedzie na swoim bajcyklu dalej – naturalnie żadnej tablicy informacyjnej w jakimkolwiek pobliżu nie uświadczy. Podobnie jak o tym, że w Szymbarku kręcono „Króla Olch” z Malkovichem etc. etc. I potem dziwić się, że turyści nierzadko idą w narzekania, że dziewicza to jakaś ziemia, bo nijak nie wiadomo, co się w jej interiorze działo drzewiej – ni muzeów, ni galerii – czarna wielka dziura.
Słowem, jak pogoda szwankuje – przybyszom mają prawo doskwierać znudzenia, a tak niewiele trzeba, żeby miejsca te ożywić na wzór pacynki wziętej do dłoni przez wprawną dłoń aktora teatru lalek. Samo zakupienie bowiem map w Informacji Turystycznej z zaznaczeniem szlaków rowerowych to mimo wszystko powinien być początek przygody w nieznane. A co to za przygoda, która nie niesie w sobie żadnej tajemnicy czy zagadki, tylko kilkadziesiąt zakrętów po nierównych ścieżkach raz w prawo, raz w lewo? Tyle jest tutaj na szlakach do opowiedzenia, że aż trudno nie wziąć podobnego status quo za akt dywersji.
Można by chociaż po wioskach, duktach i zakolach Jezioraka upamiętnić fakt, iż to właśnie tutaj Nienacki umieszczał akcje kilku swoich sensacyjno-szpiegowskich „Panów Samochodzików”, pamiętacie? W Siemianach odbył się pojedynek Pana Samochodzika z Niewidzialnymi. Tam też planował swe kolejne morderstwo Lejwoda – autor poczytnych kryminałów występujący pod głupim skądinąd pseudonimem Bill Arizona. W Szałkowie członkowie załogi „Krasuli”, poszukując autora wiersza „Złota rękawica”, ratowali jacht podczas burzy przed rozbiciem.
W Sąpach trwał szaleńczy wyścig wehikułu pana Tomasza z Wackiem Krawacikiem na wyspę Bukowiec, aby zdobyć ukrytą tam torbę z tajemniczą mapą łowisk Jezioraka. Na dworcu PKP Iława Główna Pan Samochodzik odbierał też jakiegoś swojego kumpla nadjeżdżającego pociągiem z Warszawy – jest tego trochę, zresztą też i z wyższych półek. W Radomnie chociażby urodził się w 1879 r. Frederick Philip Grove – niemiecko-kanadyjski pisarz i tłumacz, kto o tym wie?
A Radomno to przecież świetny rowerowy szlak z odnogą w „wielki las”, Katarzynki, Jamielnik – mapa z Informacji Turystycznej pokaże wszelkie możliwe aberracje. Klimatu zaś poza przyrodniczym nie da, bo nie taka naturalnie jej rola. Miejscowym też by się przydało trochę doedukować się w temacie swej Małej Ojczyzny.
Na Zachodzie takich tablic, zwłaszcza na wszelkiej prowincji, są tysiące, a rowerowe czy inne wycieczkowe szlaki zajmują w ich lokowaniu miejsce szczególne. Raz, bo zbudowano tam modę na aktywne (nawet intelektualnie!) spędzanie czasu, dwa zaś, albowiem ktoś po prostu usiadł i pomyślał, jakby zaserwować swą okolicę tak, by odwiedzający ją, dostając na talerzu kaszankę, wziął ją za wykwintny kawior. I to się udaje często z poziomu ugoru, w Iławie zaś się nie udaje, mając czarnoziem – typowa polska kreatywność. A poważnie, to słowiańskie niechlujstwo w pełnej krasie. No ale to jedno, a radość kierowców dwukółek napędzanych pedałami – drugie.
Na początek, po zimowym przesileniu, by uniknąć kryzysów energii i szacunku rodziny, polecam polerującym w ostatni weekend swe wehikuły (trend obserwowany nagminnie – wyciąga ludzi z domów!) trasę wokół Kamionki z wlotem na trasę leśną na skrzyżowaniu tras z Iławy na Kisielice i Susz. To wyprawa z plusem, nadleśnictwo bowiem umieściło na jej połaciach informację o specyfice poszycia leśnego, zamieszkującej go zwierzynie, którą (sarny) bardzo łatwo tam napotkać, nie mówiąc już o urokach pięknego jeziora Silm, które można okrążyć.
Można też podjechać trasą z Iławy około kilometra w kierunku na Susz i skręcić w prawo. Wiedzie tamtędy skrót leśny do Sarnówka, a droga jest usypana m.in. z ruin „Nenufaru”, a to musi budzić respekt. Tu z kolei odradzałbym umieszczenie jakiejkolwiek tablicy informacyjnej – tego ducha z przeszłości nie ma co przywoływać, bo jeszcze jakieś fatum gdzieś sprowadzi. Słowem – do zrobienia trochę jest, ale najbardziej w kontekście kilometrów i to najgoręcej polecam!
Leszek Olszewski