Nie tak dawno w rozprawce aksjologicznej pt. „Naga obłuda za złotówkę” napisałem: „Ciekaw tylko jestem, czy rodzice tej nagiej dziewczyny, której fotki łobuzy w swej podwórkowej gadzinówce powielili (i udawali obłudnie, że śledztwo robią kto za tym stoi...), sprawę im sądową wytoczą. Gdyby na mnie trafili, to dodatkowo obiłbym im jeszcze mordy”.
Andrzej Kleina
Ostatnie zdanie spowodowało, iż Arkadiusz Dierżawski, występujący incognito w „Burmistrzowskim Tygodniu”, złożył na mnie doniesienie do prokuratury, iż czuje się... zagrożony moimi słowami, wypowiedzianymi na forum publicznym. On nie poczuł się obrażony, a zagrożony. Zadziwiające! Czyli potwierdził wprost i to też, że był współtwórcą obrzydliwego pornola.
Z frazy przeze mnie wypowiedzianej, wynika jednoznaczna konotacja, i winna być ona czytelna dla słabszych nawet umysłów, iż zainicjowałbym proces sądowy i obiłbym mordy (tryb przypuszczający, nie orzekający) twórcom tej plugawej sensacji dotyczącej iławskiej miss, ale wtedy i tylko wtedy, gdy byłbym jej rodzicem. Ponieważ jej rodzicem nie jestem, do sądu nie pójdę i kary obyczajowej, ojcowskiej, nie wymierzę. Jakakolwiek inna interpretacja jest nadużyciem. I moralnym, i intelektualnym!
Winien więc w tej sytuacji Dzierżawski bardziej się sprężyć i spróbować zaatakować mnie inaczej, o ile mu na tym zależy. Na przykład, że namawiałem rodziców do czynu karalnego... Albo, że pocą mi się nogi! Albo, że nieładnie się starzeję. Bo się nie zasuszam! W tej bowiem sytuacji, którą doniesieniem do prokuratury wykreował, wykazał między innymi i to też, że nerwu polemicznego nie posiada, a to grzech pierworodny zawodu dziennikarskiego.
Gdyby przyszedł komukolwiek w „Burmistrzowskim Tygodniu” kolejny odkrywczy pomysł do głowy, ażeby zaatakować mnie w związku z użytym sformułowaniem „psychopatologiczna osobowość” (profesyjnie winno być: psychopatyczna, więc przepraszam za oczywistą grę słów), to muszę przestrzec (ha, znowu straszę!), iż jest to, co oczywiste, hipoteza.
W tej konkretnej sytuacji weryfikacja prawdy i fałszu odbyć się może jedynie w oparciu o badanie psychologiczne. Musieliby panowie z „Burmistrzowskiego Tygodnia” poddać się takiemu badaniu. Żeby przekonać siebie przede wszystkim, że nie miałem racji... Bo tego prokurator, z całym dla niego szacunkiem, nie zważy. Na elektronicznej wadze prokuratorskiej nawet.
Tekst pt. „Goła miss w internecie” był upiornym prezentem wigilijnym od „Burmistrzowskiego Tygodnia” dla młodej dziewczyny z Iławy. Dla jej rodziców i bliskich również. Ukazał się bowiem 20 grudnia... Po lekturze tego skandalu, okraszonego porno-zdjęciami, odczułem niezwykłą potrzebę zareagowania, ponieważ tekst ten, kłócił się niezwykle z moją wrażliwością estetyczną i kodeksem etycznym też. Bezbronna dziewczyna, wbrew swojej woli, po raz wtóry (pierwszy raz w internecie), została obyczajowo i psychicznie splugawiona – tym bardziej, iż mieszka i pracuje w maleńkim (bez obrazy!) środowisku. To znaczy: tylko mieszka, bo już niestety nie pracuje, jak wieść gminna niesie – wylali ją. I nie pracuje nie dlatego, że praca ją znudziła. Kula śnieżna ostracyzmu i potępienia, uruchomiona przez Dzierżawskiego, już z impetem się toczy i zbiera pokłosie...
Arkadiusz Dzierżawski stwierdził, iż czuje się zagrożony moimi stwierdzeniami. Ma do tego niezbywalne prawo. Tylko, że adresatem jego zagrożenia nie winien być prokurator. Być może Dzierżawski potrzebuje naprawdę pomocy. Jestem skłonny mu pomoc. Jako psycholog z wykształcenia, służę adresami stosownych firm pomocowych. Nieodpłatnie. W ramach samopomocy zawodowej. Dziennikarskiej! Niech nie będzie tak, że żurnalista, żurnaliście wilkiem jest...
Arkadiusz Dzierżawski poczuł się zagrożony. Poczucie zagrożenia jest stanem nie tylko porażającym. Ono jest również stanem niezwykle subiektywnym. Doniesienie do prokuratora, które Dzierżawski wykreował, jest świadectwem wprost na to, iż jego indywidualny próg zagrożenia znajduje się poniżej poziomu, który powszechnie uważa się za umowną normę dla mężczyzny. Jest dowodem na to, iż jego jednostkowa odporność na stres jest bardzo niska.
Słowa moje niezwykłymi dla Dzierżawskiego okazały się bodźcami. One nie uruchomiły poczucia wstydu, nie uruchomiły też polemicznego instynktu walki. Ba, one atawistyczny, nieodłączny mężczyźnie instynkt walki sparaliżowały u niego. Dzierżawski udał się po pomoc do prokuratora, bo poczuł się fizycznie zagrożony... Jak chłopiec w piaskownicy, który zamiast walczyć sam o swoją zabawkę, zawołał na pomoc mamę.
Po raz kolejny szef gromadki Przemysław Kaperzyński zaatakował Kuriera. Niejako przy okazji. Stwierdził bowiem, atakując wprost starostę Ryszarda Zabłotnego, że „wydawcy tej gazety są oskarżeni o poważne przestępstwa (sic!) kryminalne”. Z tak skonstruowanej frazy, w połączeniu z resztą tekstu, wynika ponad wszelką wątpliwość, że Kaperzyński wydał już wyrok na wydawców Kuriera. Bo on wie! Oni są po prostu winni! I nie ma dla niego znaczenia, że proces sądowy jest w toku i, wedle wszelkich znaków na ziemi i niebie, wydawcy Kuriera są niewinni. Ba, nawet za dużo im gadać na ten temat nie wypada, żeby sędziowie (czytelnicy!) nie pomyśleli, że... za dużo gadają. Proces, który się odbył w mózgu i sumieniu Kaperzyńskiego, jednoznacznie zaklepał ich winę.
Niewykluczone, że należałoby przyjrzeć się baczniej procesom dokonującym się w mózgu Kaperzyńskiego... Bo ten, który już widać, kiedy artykułuje zdania nienawiścią okraszone (nie tylko wobec wydawców Kuriera), dobrze mu nie wróży... Zawsze tak się dzieje, kiedy ręka jest szybsza od głowy! Naga to prawda. Bezwzględnie!
Andrzej Kleina