Radosław Dias vel Roman Krauze (alias Maciej Radtke), dobrodusznie zauważył w lubawskiej „Gazecie Romana”: Karuzela wyborcza na burmistrza miasta już ruszyła. Pierwszy kandydat wspaniałomyślnie (?) zgłosił się sam. Na łamach lokalnej iławskiej gazety (Kuriera) swoją rozgorączkowaną (?) decyzję triumfalnie (?) obwieścił Marian Licznerski, pełniący ciągle jeszcze obowiązki wicewójta lubawskiej gminy.
Andrzej Kleina
Krótka fraza, a ileż w niej ocen! A i błąd rzeczowy na wstępie. Karuzela wyborcza wystąpieniem Licznerskiego przecież nie ruszyła. I nie pierwszy to aliści kandydat. Kampania wyborcza trwa od stycznia już co najmniej 2005 roku, kiedy to na łamach lubawskiego „Głosu Magistrackiego” ukazało się pierwsze w historii Lubawy „doniesienie burmistrza Edmunda Standary na własne sukcesy”.
A Marian Licznerski włączył się tylko w kampanię burmistrzowską Standary w optymalnym momencie, obwieszczając swoją decyzję, wolę, motywację i determinację udziału w wyborach. Decyzję niezwykle wyważoną, wcale nie rozgorączkowaną. Decyzję męską, która w czasie dojrzewała i wcale nie triumfalnie... Triumf dopiero przed nim, przy założeniu, że wyborcy jemu właśnie uwierzą i zaufają.
Kilka słów przypomnienia! Radosław Dias (Roman Krauze) znajduje się w ekipie burmistrza Standary dlatego i tylko dlatego, że jest nieformalnym właścicielem gazety, którą burmistrz sobie „kupił”, darując Diasowi stanowisko dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury w Lubawie. Siłą rzeczy na jej łamach będzie toczyła się więc bezpardonowa walka z tymi wszystkimi, którzy chcą „pozbawić” urzędu Edmunda Standarę. I to już się dzieje!
Nasuwa się Diasowi odkrywcze pytanie: „Po co i w jakim celu przyszedł do lubawskiej gminy (Licznerski). Czy tylko po to, żeby „przezimować” 4 lata na ciepłej urzędniczej posadce? Każdy by tak chciał, bo pensja na koszt podatników zawsze na czas”.
O finezjo i lekkości myśli! Czyż dla umysłu Diasa, pogrążonego w ciemności, nie ma już przebudzenia? Dlaczego czerpie Dias radość niezwykłą z beztroski, jaka bywa udziałem ograniczonych umysłów? Dlaczego Dias swą ograniczonością wprawia w nieustające zdumienie nie tylko najbliższą rodzinę, ale i czytelników? Dlaczego jego umysł jest tak ciasny, a dusza mała? Dlaczego Dias nie odwróci pytania? Po co i w jakim celu przyszedł do lubawskiego magistratu Edmund Standara? Też przecież pensja „na koszt podatników zawsze na czas i konto, i święty spokój zapewniony”.
Zobaczmy: „Podstawowym jak na razie obowiązkiem wicewójta jest praca na rzecz wiejskiej społeczności. Ciekawe co teraz do wyborów będzie porabiał wicewójt w urzędzie? Czy pochłonięty kampanią znajdzie czas na pracę, za którą bierze pensję?” – martwi się Dias niepomiernie. Ponownie proponuję strzałkę wektora odwrócić w kierunku burmistrza Standary i pytanie, tej samej treści, jemu właśnie zadać.
Dalej: „Czy jedynym jego zajęciem (Licznerskiego) ma być prowadzenie kampanii wyborczej na koszt podatnika?” – nadal zafrasowany Dias się pyta.
Może należałoby zadać raczej pytanie, czy cała – bizantyjska bez mała – kampania propagandy sukcesu burmistrza Standary z jego portfela jest pokrywana? Bo jeżeli burmistrz wykupuje płatne strony w gazetach, okraszając je swoją fotką, polemizując tylko ze mną, to być może Dias podzieli mój pogląd, iż jest to nadużycie, bo przecież płacą za to podatnicy... Za jego prywatną wojenkę!
Podpowiada też Dias Licznerskiemu, iż nim „w swym pędzie do władzy się rozpędzi, to jeszcze jako wicewójt niech rozejrzy się po terenie i sprawdzi na przykład czy wszystkie drogi są poodśnieżane, przejezdne i załatane”. Niechybnie Licznerski z podpowiedzi skorzysta.
Po raz kolejny jednak winien Dias kierunek podpowiedzi zmienić i zadać burmistrzowi Standarze pytanie, czy widział bezpośrednie obejście MOK-u chociażby, srogiej zimy wyrazem i brakiem gospodarskiego oka porażone... (że o dramacie samochodów i pieszych na ulicach i chodnikach Lubawy, górami i dolinami lodu pokrytych, nie wspomnę).
W ocenie Diasa, Licznerski „wyrwał się jak Filip z konopi” ze swoją decyzją dotyczącą udziału w wyborach burmistrza. Ma prawo tak Dias sądzić. Zdaje sobie jednak Dias i najbliższa kamaryla burmistrza sprawę z tego, że poprzednie wybory wygrał Standara z Licznerskim 61 głosami tylko. Jakie techniki wówczas stosował Standara, a właściwie Maciej Radtke, prawie wszyscy w Lubawie wiedzą.
I teraz niepokój niezwykły, jak widać bezsprzecznie, dopadł ekipę magistracką. Emocjonalne gumki puściły. Ledwie odkrycie przyłbicy przez Licznerskiego, spowodowało nagły lęk i bezsenność... Co będzie się działo, kiedy o faktach zacznie mówić Licznerski? Strach się bać!
Niepokój – mój z kolei – budzi to, iż Licznerski będzie toczył batalię wyborczą z klasą, na którą Standara i jego otoczenie nie zasłużyli. Ale taki to już jego habitus psychiczny i kodeks etyczno-moralny...
Maciej Radtke – zakulisowy, ale bezpośredni dyrygent polityki magistratu, a i architekt wszystkich intryg personalnych też – sterując Standarą jak kukłą, przed niczym się nie cofnie. Wszak cel uświeca środki. Bo wrócić do powożenia karawanem? Mało ponętna to dla młodego człowieka perspektywa – tym bardziej, że o świat władzy lokalnej i pieniądza już się otarł. A to uzależnia. I, jak każde uzależnienie, jest groźne. Dwukierunkowo!
Andrzej Kleina