Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem w Kurierze informację o uroczystym podpisaniu umowy przedwstępnej dotyczącej planów rozwoju turystyki na obszarze Kanału Elbląskiego i Pojezierza Iławskiego do 2013 r. Iławsko-olsztyński kwiat stanu urzędniczego zebrał się w kinoteatrze, krawaty się lśniły, długopisy poszły w ruch – zamierzenie wydaje się tytaniczne, ale osiągalne. Tylko brać od Unii pieniądze i do pracy mości panowie!
Leszek Olszewski
Niemniej zważywszy na uniwersalizm medycznej maksymy zwiastującej, iż „lepiej zapobiegać niż leczyć”, już dziś uczulę nas wszystkich na całkiem realnie rysujące się zagrożenie w związku z jedną spośród planowanych inwestycji. Inwestycja zapowiada się na pozór bezawaryjnie, a nawet idealnie. Ot, awizuje się budowę ścieżek rowerowych wzdłuż wschodniego brzegu Jezioraka. Sam o to już kiedyś apelowałem po tym, jak na trasie dotychczasowego „niebieskiego szlaku” wiodącym do Siemian przez Sarnówek zmuszony byłem pokonywać bagna, rozlewiska, chaszcze, przechodzić przez zwalone wzdłuż szlaku olbrzymie drzewa, etc.
Siemiany to niby zachodni brzeg Jezioraka, ale taki szlak z jakiejkolwiek strony jeziora to istny raj dla wszelkiej maści miłośników natury – stąd czy przyjezdnych. Należy więc założyć, że będzie się on cieszył olbrzymią popularnością nie tylko letnią porą, popularnością adekwatną do środków finansowych, które pochłonie i walorów przyrodniczych, jakie sobą reprezentuje. Jeżeli do tego czasu nie zmieni się jednak zbiorowa mentalność polskich ludzi, znaczona pogardą i „tumiwisizmem” dla jednostkowego, indywidualnego dbania o dobro wspólne, to wróżę lasom, które szlak ów przetnie, kłopoty, o jakich tej jesieni pewnie nawet nie śnią.
Na początek zagadka naprowadzająca: wiecie, po czym poznać na wąskiej, leśnej dróżce, że zbliżamy się do asfaltu? Nie po odgłosach silników aut, bo z tym jest loteria. Po tym wszak, iż ok. 300-400 metrów wcześniej, gdzie okiem sięgnąć, dróżka i jej otoczenie zaczynają przypominać luźno wytyczone po okolicy wysypisko śmieci. Podobnie rzecz się ma, gdy zapuścimy się w zielone knieje z wysokości parkingów, jakie tu i ówdzie wytyczono, by przejeżdżający mogli na chwilę spocząć i zaczerpnąć wzrokowo i węchowo z odmalowanego jak na obrazach Szyszkina bajkowego krajobrazu.
Ogólnego trendu do wszechśmiecenia na parkingach nie umniejszają nawet stojące sobie pusto pojemniki na śmieci – i to już jest dramat. Odrzuty po jedzeniu, piciu, kopulowaniu i czynnościach fizjologicznych bliźnich walają się więc w 99% na łonie natury. Wiatr to potem przenosi, rozrzuca, zawiesza po gałęziach, oplata tym krzewy i tak to człowiek znów, gdzie się pojawia – czyni spustoszenie, a im jego obecność bardziej dojmująca, tym natura ma poważniejsze powody do niepokoju, a nawet paniki. Ja to nazywam „syndromem braku klasy”. Człowiek bowiem „z klasą”, pisząc skrótowo – nawet gdy nikt go nie widzi, zachowuje się tak, jakby… wszyscy go widzieli, np. nie wyrzuca w leśne rowy całych reklamówek odpadów poweekendowych, po kilka plastikowych i szklanych butelek, bo przecież i tak nikt go nie namierzy. To jest polska narodowa patologia – brak szacunku do siebie odbija się naturalną koleją rzeczy brakiem szacunku do innych, także bogu ducha winnej przyrody. Akcje typu „Sprzątanie Świata” dają przy tym tyle, że doprowadzają do stanu schludności z pewnością 100% miejsc, do których dotrą, tyle że znalezione „ogniska zapalne” to ułamek procenta wszystkich istniejących.
Proszę wejść do miejskiego boru vis a vis osiedla Lubawskiego albo tego za wieżą ciśnień na Podleśnym i zerknąć, ile worków na śmieci „zdobi” tam ekosystem! Do tego mamy bonusy: opony ciągnikowe, wraki lodówek, pralek, rozmiękłe walizki, wykładziny – kończę, bo nie w wymienianiu przecież sens tego tekstu. Wniosek z tego wszystkiego nasuwa się taki (nie ma bowiem drogi na skróty): albo zadamy sobie trud podniesienia ogólnej świadomości ekologicznej społeczeństwa, albo będziemy dalej wyć do Księżyca. Świadomość ta bowiem póki co jest płytka, niczym poziom wiary większości katolików chodzących co niedzielę do kościoła.
Przykłady państw, które uporały się z wandalami i nieprzyjacielami lasów, jasno pokazują, że bardziej skuteczna od ostrzeżeń, pouczeń czy mandatów jest prowadzona wśród dzieci i młodzieży systematyczna edukacja przyrodnicza, która w perspektywie nieodmiennie owocuje większą dbałością o nasze wspólne dobro, jakim jest dar sąsiadowania z nieskażoną mimo wszystko przyrodą i naturą. Podmiotami, dla których człowiek wciąż pozostaje głównym wrogiem. Aksjologia jest tu taka, że ci, którzy śmiecą, to swoisty „beton” danego zjawiska. Inwestujmy więc zawczasu w „pokolenie 1+”, a nie gońmy 85-letnie babcie spod Łomży do zakładania kont internetowych.
Ileż ja bym dał, by nie rumienić się za kogoś anonimowego podczas leśnych przebierek, tudzież rowerowych wypraw! Dlatego planowany, rozległy „szlak wschodni” to dla mnie bezsprzecznie wyzwanie edukacyjne na dziś, na już! Zważywszy na jego „kilometryczność” i masę zaułków – tam się będzie jeść, pić, palić ogniska i czynić biesiady.
Czy dzieci w iławskich szkołach wiedzą, że będące plagą w Polsce, a powszechnie porzucane w lasach foliowe jednorazówki są niemal niezniszczalne w sposób naturalny, że zagrażają zwierzętom i są toksyczne dla ludzi?
Czy wiedzą, że same iławskie nadleśnictwo w ubiegłym roku zebrało ponad 220 m3 śmieci, których utylizacja kosztowała 35 tysięcy złotych? Czy wiedzą, jakie zwierzęta zamieszkują ich las, jaka roślinność stanowi o jego specyfice, jak zbawienną rolę w każdym drzewostanie pełnią sosny? Albo jak się zachować w grupie rowerowej, by nie nadepnąć lasowi na odcisk, co w końcu winno być zawsze obowiązkiem gości wobec gościnnych im gospodarzy?
Trzeba umieć tę wiedzę przekazać, nasączyć nią młode, chłonne umysły. Wówczas za jakiś czas znikną powody, które każą dziś cudzoziemcom patrzeć na Polaków jak na Hunów dewastujących i demolujących w jakimś spazmie własny kraj.
LESZEK OLSZEWSKI