Jak marynowana flądra z jasnego nieba, spadła wieść, że imć wojewoda ze smutnego Olsztyna, czyli rezydent równie smutnego a dodatkowo mściwego i pełnego kompleksów premiera, odwołał z dnia na dzień hurtem kilku wójtów i burmistrzów, w tym Iławy. Dziwnym trafem wszyscy pozbawieni mandatów wygrali swe zeszłoroczne batalie kładąc na łopatki m.in. kandydatów popieranych przez – przepraszam za wyrażenie – PiS.
Leszek Olszewski
W przypadku Iławy starcie zakończyło się nawet nokautem już w pierwszej rundzie. To boli, trzeba więc było poszukać jakiś cichy hak legislacyjny na X-a i Z-a, uwrażliwić na niego cichaczem „swoich”, potem zaś stanąć ze stoperem i nerwowo odmierzać czas do chwili aż termin minie i można wreszcie brać się do wyrównania rachunków z tymi, którzy tak nam boleśnie wychłostali tyłki jesienią. Mali wzrostem i duchem to pamiętliwe jednostki i zawsze coś wymyślą, by się przestano z nich śmiać.
Tak niedużych ludzi na szczytach władzy – przyznajcie – nie było tutaj od Łokietka bodaj, stąd podobny cyrk przeżywamy dziewiczo! Współczuję całego zamętu elekcyjnego na wiosnę, by jeszcze raz wybrać tę samą osobę na urząd, ale skoro drobiowe realia to i porządki rodem z fermy – najgorzej, że krajowe. Ten fetor jest codziennie wyczuwalny, świat się z tego otwarcie śmieje, co dodatkowo frustruje kompleksowo zakompleksionych po uszy „braci smutnych”.
Kwaśniewskiego nie wyzywano jakoś od kartofli czy placków ziemniaczanych, nie pozbawiano też wówczas burmistrzów mandatów, bo wygrali gdzieś nie ci co trzeba. Istna neo-bonanza na kartofle, kaczki bliźniaczki, cyniczne zagrywki i nieustanną szarpaninę z „nie naszymi”, czyli w tym wypadku „normalnymi”. Tych zaś przybywa, bo kto nawet ostatnio na nich głosował woli się z tym nie wychylać, chyba, ze anonimowo. Zostali tylko ci co na stołkach, jak ten olsztyński superwizor odwoływacz.
Notabene nie dziwię się. Podobne fluktuacje przechodził, widząc co się wyrabia, elektorat Maśkiewicza. Mamy tu klasyczny reprint uczucia cholernego zażenowania z tytułu tego, do czego przyłożyło się rękę. Stąd i koniec obu epok będzie identyczny – bracia Gęsińscy utracą władzę tak jak ją zdobyli: za pomocą kartki wyborczej. Chyba że ustanowią przepis, iż każdy głos ważny w wyborach jest głosem na ich ugrupowanie, bo ludzie jesienią są rozkojarzeni, co podeprą stosowną ekspertyzą posłusznych sobie autorytetów medycznych.
Sytuacja z burmistrzami i wójtami trąci kanwą na kolejną powieść Orwella, który na tę okazję powinien nawet wstać z grobu, mimo że już 57 lat w nim spoczywa, mógł więc w tym zasmakować. Brak na konkretny dzień jakiegoś bzdurnego oświadczenia zaowocował nie przypomnieniem o konieczności jego dostarczenia, czy rozmową telefoniczną z kimś, kto nad tym gdzieś czuwa, a nagłym i bezsensownym pozbawieniem ludzi funkcji.
Funkcji nie nadanych im przez tak bezwzględnie dziś podenerwowanych czcicieli paragrafomanii, a pełnionych z woli tysięcy wyborców i na podstawie przez nich wystawionego mandatu aprobaty. Próby ręcznego sterowania ze stolicy nawet zapadłymi prowincjami, o ile te nie są centrali posłuszne, to praktyki wręcz neobolszewickie! I tam i tu nie brakuje – jak widać – posłusznej i gotowej na wszystko armii kacyków z poczuciem misji służenia rasie panów. Może nie jest przypadkiem, że Lech Kaczyński w swej pracy doktorskiej tak obficie cytował dzieła Lenina?
Pod innymi sztandarami, ale dość udanie wprowadza dziś z ukochanym Big Brotherem sprawdzone już wówczas schematy, które strawestować można krótko: „Albo z nami, albo za kratkami”. Przypomnę. Z sejmu jakoś nikt nikogo nie wyrzucał gdy posłowie całymi zastępami rok w rok zapominali o obowiązku składania do określonego dnia oświadczeń majątkowych swoich i współmałżonków. Kar pieniężnych nawet nie stosowano, by ich zdyscyplinować, bo poważnych ludzi traktuje się poważnie, mimo że wielu tam idiotów, ale „poseł” to rzecz... święta.
Mam małą propozycję, by nie pompować w potencjalną nową kampanię ponadgroszowych środków. Primo – w obliczu kolejnego meczu do jednej bramki, dobrze by się stało, by nie zgłaszali się do wyścigu niedawni przegrani, a i nowi niech sobie oszczędzą, bo przegranych z czasem nie dzieli się na wcześniejszych i późniejszych. Secundo – ma tu być wyznaczony do czasu zażegnania kryzysu jakiś komisarz, decyzja oczywiście przyjdzie z Warszawy. „Komisarz” prawie jak w warunkach wojny domowej, ale tak realia 2007 roku widzą panowie pobratymcy.
Ten przypadkowy osobnik winien mieć świadomość swojej przypadkowości i w miarę bezszelestnie zwinąć po sobie manatki jak czas go zobliguje. Rada Miejska złożona z ludzi sensownych, czyli apriorycznie krytycznych wobec władzy wykonawczej (chociaż może nie zdają sobie z tego sprawy, ale niech uważają – policja zwykle wpada niezapowiedziana) musi go ścierpieć, jakoś spokojnie dodryfować do czasu, gdy wszystko wróci do normy. Żadnych tam prób przecięcia komisarzowi opon w aucie, czy zamknięcia kijem w ratuszowej toalecie panie i panowie! Może mieć klaustrofobię!
Ludzie zaś, którzy w kwietniu czy maju pójdą do urn, wystarczy, że potwierdzą swą mądrą decyzję z listopada, a drugie „oświadczenie majątkowe” wystawią sPiSkowcom przy najbliższej parlamentarnej okazji. Będą to swoiste i czuję narodowe „wyrazy wdzięczności” za smród i odór jaki krajowo i regionalnie czynią w imię wszystkiego co wsteczne, bo na takim biegu żyją i funkcjonują. Nie rozumiejąc przy tym, dlaczego nikt ich nie lubi. Bardzo spostrzegawczy ludzie, wizjonerzy – aż żal, że nie ma czytanek dla dzieci z ich przygodami! Przygodami m.in. z wójtami i burmistrzami.
Leszek Olszewski