Nie potrafię przemawiać na pogrzebach. To dla mnie zbyt trudne. Śmierć każdego człowieka niesie w sobie wymiar niemożliwy do ogarnięcia. Pozostaje wielką tajemnicą... Ostatnio za dużo nastąpiło bolesnych odejść.
Adam Żyliński
W naszym mieście Iławie ostatnio za dużo nastąpiło bolesnych odejść całej plejady iławskich osobowości. Dla mnie tym bardziej to przykre, że ze wszystkimi tymi ludźmi przeżywałem wspólnie najróżniejsze zdarzenia. Bywało, że tkwiłem z niektórymi z nich w poważnym sporze, ale o wiele częściej udawało się nam tworzyć dla dobra wspólnego.
Parę dni temu zmarła Gertruda Otulak. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wraz z jej śmiercią pani Gertrudy odeszło coś jeszcze, coś bardzo, dla nas iławian, ważnego… W trakcie uroczystości pogrzebowych stałem pośród Jej sąsiadów z osiedla „Kormoran” i rozpoznawałem poszczególne twarze wieloletnich iławian. Każda postać oddzielnie przypominała mi burzliwe lata dziewięćdziesiąte, całą dekadę spędzoną na ciągłych – pełnych wigoru i swady – dyskusjach z mieszkańcami tej części Iławy.
Dla „drużyny” Gertrudy Otulak, a szczególnie dla Niej samej, ważne było wszystko – niezależnie od kompetencji, właściwości, usytuowania. Wdzierali się osiedlowi społecznicy w każdy zakamarek ulic Sienkiewicza, Mazurskiej, Chodkiewicza. Pełno było pani Otulak i Jej zastępów w każdym, choćby najmniej ważnym, wydarzeniu dotyczącym dzielnicowej macierzy i terenów przyległych. Oddech niestrudzonych mieszkańców-altruistów czuli na swych plecach bez wyjątku wszyscy, którzy mieli cokolwiek do czynienia z tym sławnym osiedlem: prezes iławskiego PSS „Społem” Wojciech Bigoszewski; na tamten czas dzierżawca „Italiany” Lech Wróbel; gestor urokliwej „Omegi” Stanisław Kasprzak; lider bazy sportów wodnych Wojciech Janusz; dyrektor LO Wenanta Dymna; pastor Krzysztof Kopacz; opiekun przystani Politechniki Gdańskiej Jacek Nowicki. Oczywiście, jakżeby inaczej, również ja i moi ratuszowi ludzie.
Nieustanny dialog z panią Gertrudą był bardzo wyczerpujący. Dla Niej wszystko było proste i oczywiste – dla nas, znających administracyjne zawiłości, już niekoniecznie. Rozmowy były czasami męczące i niezręczne, u wielu potrafiły wzbudzić irytację. Myślę jednak, że żaden z wymienionych ówczesnych decydentów nie zaprotestuje, jeśli napiszę, że nie było w ekspansywnym zachowaniu osiedlowych działaczy nawet śladu przejawów braku kultury, bezmyślnej agresji, złośliwych pomówień. Było zupełnie niestandardowo. Razem tworzyliśmy zjawisko na co dzień niespotykane, nie zawsze zdając sobie sprawę z tego, w jakiej mentalnej przemianie wspólnie uczestniczymy. To był czas krzepnącego samorządu w całym kraju nieśmiało raczkującego społeczeństwa obywatelskiego. Metodą prób i błędów uczyliśmy się rozmowy pomiędzy sobą, my wszyscy – rządzący i rządzeni.
Gertruda Otulak już nie przeczyta tych słów i nie dowie się, jak ważną, zjawiskową rolę w procesie iławskich przemian odegrała. Miałem do Niej ogromną słabość. Było w tej kobiecie coś magnetycznego. Jej nieskomplikowane, pełne trafnych uwag spojrzenie na wiele spraw i niebywały, publiczny temperament musiały budzić respekt i szacunek. Obfite zapiski autorstwa pani Gertrudy – dotyczące tamtej iławskiej rzeczywistości – stanowią dla mnie jedne z najważniejszych pamiątek z czasów burmistrzowskiej przygody…
W minioną środę wędrowaliśmy z cmentarnej kaplicy na miejsce wiecznego spoczynku Gertrudy Otulak. Prowadził nas pastor Krzysztof Kopacz, od wielu lat duchowny Kościoła Ewangelicko-Metodystycznego w Iławie, który z taką klasą reprezentuje swoje wyznanie – taktownie, z wyczuciem i z wielką atencją dla innych wyznań. Nastrój potęgował fakt, że pastor szedł, podpierając się kulą, albowiem na przestrzeni długich miesięcy ciągle (i jakże dzielnie!) zmaga się z powypadkową, trudną do wyleczenia kontuzją.
Obok najbliższych członków rodziny zmarłej zobaczyłem na cmentarzu iławską historię lat dziewięćdziesiątych. Również tę moją, przeze mnie opowiedzianą. Historię, którą współtworzyli konkretni ludzie – popularny taksówkarz i pasjonat motocyklowych zlotów Tadeusz Wnuk. Zawsze elegancka, niepospolitej urody, jeszcze nie tak dawno pani profesor iławskiego ogólniaka Aniela Błaszkowska. Już na emeryturze, wielkiej łagodności były dyrektor SSP nr 3 Zenon Sendlewski. W jednej osobie szalony radiowiec i niezmordowany działacz osiedlowego komitetu Beata Galarda. Przedstawiciel dawnej, poczciwej i bezpretensjonalnej generacji iławskiego rzemiosła Edward Tecław. Najlepszy oświatowy adwersarz, dyrektorka Gimnazjum nr 2 Barbara Szabelska. Niegdysiejsi moi samorządowi przyjaciele, najbliżsi współpracownicy w Zarządzie Miasta Iławy Andrzej Pankowski i Zbigniew Rychlik. Niezrównany, luzacki tłumacz języka niemieckiego z czasów nawiązywania pierwszych kontaktów z Herborn Andrzej Buk. I wiele innych nie dających się łatwo zaszufladkować osób, łącznie ze środowiskiem jak zawsze niezawodnego wójta gminy wiejskiej Iława Krzysztofa Harmacińskiego reprezentowanym przez niego osobiście oraz przez sołtys behringowskich Ławic Grażynę Węgłowską, dyrektor tamtejszej szkoły Annę Truszczyńską i ławickiego radnego Krzysztofa Klacha.
Nie sposób wymienić wszystkich uczestników środowych żałobnych uroczystości. Ale i tak – jak nigdy wcześniej – sięgam w tym tekście po wiele nazwisk. W pełni świadomie i najbardziej odpowiedzialnie postanowiłem przyozdobić, jak największą ilością lokalnych osobistości, fragment życia Gertrudy Otulak, który miałem zaszczyt poznać osobiście.
Po tym wymykającym się wszelkim porównaniom pogrzebie nie opuszczają mnie pytania, na które nie umiem znaleźć prostych odpowiedzi. Właśnie takich, jakich oczekiwałaby ode mnie ta niezwykła iławianka. Czy świat, który Ona symbolizowała, rozsypał się na drobne kawałki? Co dobrego zapamiętaliśmy z okresu Jej społecznikowskiego zacięcia? W którym miejscu znajdujemy się dzisiaj, w materii naszych wzajemnych, iławskich relacji, kiedy tak gwałtownie ścierają się lokalne grupy interesów, głośno dają o sobie znać ambicje wybranych środowisk i ciągle na później odkładana jest pilna potrzeba szlifowania tak kluczowej dla samorządowej wspólnoty umiejętności wzajemnego porozumiewania się ze sobą?
Te pytania, które otwartymi pozostać muszą, wraz z dzisiejszym felietonem składam w hołdzie Świętej Pamięci Gertrudzie Otulak. Zamiast pogrzebowej mowy.
ADAM ŻYLIŃSKI
Jedno z wielu spotkań, jakie w latach 90. odbywałem
z mieszkańcami osiedla Kormoran w Iławie. U szczytu stołu siedzi Beata Galarda z komitetu osiedlowego, na prawo zaś
od niej – Gertruda Otulak
Fotografie pochodzą z mojej pierwszej kadencji
burmistrza Iławy (1990-94). Świadczy o tym obecność na zdjęciu radnego Zbigniewa Kołeczka z tamtego wówczas jednomandatowego okręgu
W tamtym czasie z mieszkańcami „zmagałem się” na luzie,
czyli bez garnituru. Na lewo ode mnie siedzi Stanisław Kieruzel, mój późniejszy zastępca, który wówczas był kierownikiem działu technicznego Urzędu Miasta Iławy
Jedno ze spotkań „tarasowych” na osiedlu Kormoran,
które odbywały się w latach późniejszych. Druga od lewej Beata Galarda, dalej pastor Kopacz (stoi) oraz Gertruda Otulak i radna Gabriela Czarniecka (tyłem wiceburmistrz Kieruzel)